UWAGA! Akcja mojego opowiadania umiejscowiona jest podczas trwania szóstego roku nauki w Hogwarcie. Wydarzenia zawarte w tomie szóstym i siódmym nie mają żadnego wpływu na tę historię. Charaktery postaci mogą różnić się od tych wykreowanych przez p. Rowling. || Miło by mi było bardzo, gdybyście zostawiali jakiś ślad po sobie w postaci komentarza, to dużo dla mnie znaczy i motywuje mnie do dalszego pisania. Z góry dziękuję~

środa, 19 sierpnia 2015

004. But you crucified my heart of gold

Drżącymi dłońmi po raz kolejny rozprostowywała pomiętą już mocno kartkę, wczytując się w słowa, które znała już niemal na pamięć. List od Wiktora. Przepraszał ją za problemy, jakie jej sprawiał utrzymując z nią kontakt. Pięknie pisał o uczuciach, jakimi ją darzy. Musiała przyznać, że pomimo wielu błędów jakie popełniał w mówieniu, pisanie wychodziło mu wspaniale. Spojrzała zaczerwienionymi oczami w kierunku siedzącego aż na drugim końcu stołu Rona. Obok niego siedziała Lavender Brown, przyglądając mu się z troską i szepcząc coś do niego. Chłopak ani razu na nią nie spojrzał, grzebiąc widelcem w talerzu. Na jego ustach pojawił się jednak delikatny uśmiech, gdy dziewczyna dotknęła palcami jego dłoni. To było dla Hermiony stanowczo za dużo. Odwróciła wzrok z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy i ścisnęła w dłoni list. Nie mogła tego dłużej wytrzymać. Wstała od stołu i wyszła z wielkiej sali, kierując swoje kroki od razu do biblioteki. Tam czuła się najlepiej i miała pewność, że Ronald na pewno się tam nie pojawi. Nie dostrzegła pary szarych oczu wpatrujących się w nią uważnie, gdy opuszczała pospiesznie pomieszczenie. Nie słyszała także kroków idącej za nią osoby. Dopiero szarpnięcie za ramię sprowadziło ją z powrotem na ziemię.
- Hej, Granger. - Jeśli była osoba, której nie chciała widzieć teraz bardziej niż Rona, to był tą osobą właśnie Draco Malfoy. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę, ocierając wierzchem dłoni łzy z policzka.
- Odczep się, Malfoy. Nie jestem w nastroju na twoje wyzwiska! - Spojrzała mu wyzywająco w oczy, ale spuściła wzrok, gdy nie zobaczyła w nich tego samego co zawsze. Tej kpiny, niechęci, wręcz odrazy. Nie wiedząc czemu, jeszcze bardziej ją to rozemocjonowało. - Daj mi spokój, proszę.
- Widzę, że święta trójca przechodzi kryzys. - Na jego ustach pojawił się nieznaczny drwiący uśmieszek. - Ale nie o tym chciałem rozmawiać. - Pociągnął ją za jedną ze stojących na korytarzu zbroi. Teraz nikt, kto szedłby od strony głównych schodów nie mógł ich wyraźnie widzieć. Spojrzał na Gryfonkę i uśmiech od razu spełzł z jego twarzy, gdy zobaczył jej drżące wargi i załzawione oczy wpatrujące się w niego podejrzliwie. Nie mógł się jej dziwić. Niemal z dnia na dzień zmienił sposób, w jaki się do niej zwracał. Ale zupełnie nie obchodziło go co dziewczyna myśli. Była jedyną osobą, która mogła mu pomóc dotrzeć do Felicity. Z jej bratem nawet nie chciał zaczynać tego tematu. Może i nie utrzymywali ze sobą bliskich relacji, ale mógł się w nim odezwać syndrom starszego brata, gdyby się dowiedział, że ten chce ją poderwać. Co jak co, ale słyszał o wyczynach młodego Malfoya i mogłoby mu się nie spodobać, że kolejnym celem jest jego młodsza siostra. - Ej, Granger, tylko nie becz. Chcę wiedzieć czy rozmawiałaś już z tą Krukonką.
- Malfoy, czy ty naprawdę jesteś tak głupi i zarozumiały, czy tylko udajesz? - Jej policzki poróżowiały ze złości. Naprawdę miał czelność pytać o coś takiego z samego rana, na dodatek widząc w jakim jest stanie? Najwidoczniej jego maniery i kultura nie dotyczyły szlam.
- Nareszcie zachowujesz się jak Granger, którą znam od lat.
- Daj mi spokój albo miotnę w ciebie jakimś zaklęciem, a doskonale wiesz, że znam ich wiele - syknęła, wyjmując różdżkę i przykładając jej koniec do jego klatki piersiowej.
- Wspaniale. Więc teraz, kiedy jesteś już w pełni sobą, możemy pogadać? - Położył dłoń na jej różdżce i zniżył ją. Nie, żeby się jakoś specjalnie bał, ale jednak nie czuł się zbyt pewnie w takiej sytuacji. Dziewczyna opuściła różdżkę ale nie schowała jej do kieszeni. Rozsądek podpowiadał jej, że tak będzie bezpieczniej.
- Możemy. Ale nie tutaj. Nie chciałabym się natknąć na Ronalda. - Dała wreszcie za wygraną, na co Draco uśmiechnął się triumfalnie. W milczeniu dotarli do biblioteki, także bez słowa zajęli dwa fotele przy oknie w miejscu, które było możliwie jak najdalej od drzwi. Tu, w dziale z książkami o historii, byli pewni, że nikt ich ani nie podsłucha, ani nie zobaczy. Dziewczyna położyła torbę na stoliku i usiadła na miękkim fotelu, patrząc wyczekująco na Ślizgona.
- Więc co to za sprawa niecierpiąca zwłoki? - zaczęła, wyjmując książkę do transmutacji, pergamin z wypracowaniem, które było niemal w połowie i pióro. - Nie będzie ci chyba przeszkadzać jeśli w tym czasie zajmę się czymś ważniejszym, prawda - stwierdziła, a blondyn otworzył usta, aby się sprzeciwić, jednak zamknął je, nie chcąc stracić takiej możliwości. Usiadł z westchnięciem i przez chwilę przyglądał się, jak dziewczyna szuka odpowiedniego fragmentu, przesuwając palcem po stronach książki. - Nie martw się, mam podzielną uwagę. - Spojrzała na niego, mimowolnie unosząc kąciki warg w uśmiechu. Nie miała pojęcia dlaczego w ogóle zgodziła się na tę rozmowę. W końcu to Malfoy. Nie mogło zatem wyjść z tego nic dobrego. Ruchem dłoni pokazała mu, aby zaczął mówić.
- Pytałem o tę Krukonkę. Rozmawiałaś z nią?
- Malfoy, od szlabanu minął ledwo ponad tydzień, a jeśli nie zauważyłeś, mamy w tym roku mnóstwo nauki i mało wolnego czasu. Jeśli myślisz, że w mój napięty grafik udało mi się wcisnąć pomaganie ci w zdobyciu dziewczyny, to grubo się mylisz.
- Chciałem tylko zapytać - mruknął, spoglądając za okno. Pogoda była piękna, bardziej zachęcała do siedzenia na błoniach niż ślęczenia w zatęchłej bibliotece z nosem w książce. - Przyjaźnicie się, więc myślałem, że zawsze znajdujecie dla siebie czas.
- Felicity ma w tym roku sumy, treningi quidditcha i jest prefektem. Gdybyś czasami spojrzał dalej niż tylko na czubek własnego nosa może by to do ciebie dotarło. - Blondyn prychnął tylko cicho w odpowiedzi, spoglądając na dziewczynę, która mówiąc to nie podniosła nawet oczu znad pergaminu. Zauważył, że od początku ich rozmowy szatynka zdążyła podwoić długość wypracowania.
- Opowiedz mi coś o niej - powiedział cicho, wpatrując się w nią bez mrugnięcia. Gryfonka wyprostowała się i dzielnie zniosła jego spojrzenie.
- Malfoy, nie mam na to teraz siły, nie widzisz? Miałam ciężką noc, mam mnóstwo pracy i jest sobotnie przedpołudnie. Daj mi spokój. Odpowiedziałam na twoje pytanie, wiesz, że z nią jeszcze nie rozmawiałam, a teraz idź już sobie.
- A tak właściwie to co się stało? Wyglądasz gorzej niż normalnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo i spojrzała za okno. Nie poczuła złości, choć jego komentarz nie należał do najprzyjemniejszych. Właściwie niewiele czuła, nie wiedziała też co ma myśleć. Ale na pewno nie chciała zwierzać się Ślizgonowi. Tym bardziej, że tym Ślizgonem był Malfoy. Od początku semestru jej relacje z Ronem uległy znacznemu pogorszeniu. Pomijając to, że odmawiała jemu i Potterowi pomocy w pracach domowych i na lekcjach, Ron dużo bardziej czepiał się jej znajomości z Wiktorem. Na dodatek często spierali się o podręcznik do eliksirów należący do tego całego Księcia Półkrwi. Jej przyjaciele bardzo beztrosko traktowali wszystkie porady, na jakie tam trafiali i chętnie z nich korzystali, czemu ona była przeciwna od samego początku.
- Nie mam zamiaru ci się zwierzać ze swoich problemów. - Wróciła do pisania pracy, starając się ignorować jego obecność. Przez dłuższy czas słychać było tylko skrobanie jej pióra i cichy stukot butów pani Pince, która odkładała książki na miejsca kilka regałów dalej. W którymś momencie Hermiona wreszcie nie wytrzymała i z furią zatrzasnęła książkę. - Pójdziesz sobie wreszcie, do cholery?!
- Jak mi powiesz czemu nierozłączna trójka nagle stała bardzo rozłączna.
- Ronald to najbardziej uparty, zazdrosny bufon, jakiego znam ale ty jesteś jeszcze bardziej irytujący! - Machnięciem różdżki zwinęła pergamin, wrzuciła go wraz z piórem do torby i zrywając się z fotela porwała w ramiona książkę po czym wyszła szybkim krokiem z biblioteki, zostawiając zaskoczonego blondyna samego.

Postanowiła nie wracać do wieży Gryffindoru. Potrzebowała spokoju i świeżego powietrza. Zamaszystym krokiem przemierzała błonia, kierując się w bardziej ustronne miejsce blisko jeziora. Ignorowała ciekawskie spojrzenia uczniów. Nie miała w tym momencie ochoty z nikim rozmawiać. Najchętniej na jakiś czas pozbyłaby się wszystkich uczniów, którzy korzystając z dnia wolnego i ładnej pogody spędzali czas na zewnątrz, wygłupiając się czy po prostu rzucając kamienie do wody i rozmawiając. Westchnęła ciężko siadając w cieniu drzewa i opierając się o jego pień. Nie minęło wiele czasu jak usłyszała szybkie kroki i znajomy głos.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę! - rzuciła rozradowana Felicity i usiadł obok Hermiony. Gryfonka dostrzegła wypieki na twarzy przyjaciółki i jej szeroki uśmiech ukazujący równe, białe zęby. Jako córkę dentystów zawsze ją intrygowało jak można mieć tak idealne uzębienie bez ani jednej wizyty u specjalisty. Ona sama cieszyła się tym dopiero od czwartej klasy, po nieprzyjemnym incydencie z Malfoyem, kiedy to wylądowała w skrzydle szpitalnym, gdyż przez zaklęcie, które miało trafić w Harry'ego, jej zęby urosły do ogromnych rozmiarów. Siedziała wtedy z lusterkiem kontrolując zmniejszanie się zębów. Odrobinę się jednak zapomniała i zawołała panią Pomfrey dopiero wtedy, kiedy jej zęby były mniejsze niż jeszcze przed potyczką ze Ślizgonami. Znacznie poprawiła tym sobie samoocenę i od tamtego czasu dużo częściej się uśmiechała. Po raz kolejny magia pomogła jej wyleczyć się z kompleksów.
- Liczyłam na odrobinę samotności - westchnęła szatynka, jednak nie potrafiła się nie uśmiechać w towarzystwie tej pełnej życia, wesołej istotki. - Ale widzę, że stało się coś ważnego więc opowiadaj.
- To ty jeszcze nie wiesz? - zdziwiła się Krukonka unosząc nieco brwi. - Nie byłaś w pokoju wspólnym po śniadaniu?
- Nie, byłam w bibliotece. - Nie chciała jej mówić z kim tam była. Wolała pominąć rozmowy sam na sam z Malfoyem. Nie chciała wzbudzać w dziewczynie niepotrzebnej zazdrości choć była przekonana, że Felicity w ogóle by się o to nie gniewała.
- W takim razie nic dziwnego, że nie masz pojęcia co się święci. Cała szkoła mówi tylko o tym!
- Mów wreszcie! - Hermiona roześmiała się serdecznie. Farnese była niezwykle gadatliwą osobą, ale akurat w niej jej to nie przeszkadzało. Lubiła spędzać z nią czas, nawet jeśli przez większość czasu sama milczała.
- Zaraz po śniadaniu na każdej tablicy ogłoszeń pojawił się wielki afisz informujący, że w tym roku odbędzie się uroczysta uczta, a po niej bal z okazji Święta Duchów! Wstęp mają wszyscy uczniowie od piątej klasy wzwyż! No chyba, że ktoś zostanie zaproszony jako partner przez kogoś starszego. Wyobrażasz to sobie? Bal!
- Żartujesz sobie ze mnie - jęknęła Gryfonka zasłaniając sobie twarz dłońmi. Doskonale pamiętała jaka atmosfera panowała przed balem w trakcie trwania Turnieju Trójmagicznego. Nie miała ochoty przeżywać tego znowu.
- A najlepsze jest to, że obowiązkowe są przebrania!
W tym momencie Hermiona jęknęła jeszcze głośniej. Dumbledore był wielkim czarodziejem, ale w tym momencie przeklinała jego pomysłowość.


Przepraszam za taką długą przerwę. Postaram się pisać częściej, choć nie wiem czy pozwoli mi na to praca. Ale jak tylko będę mieć dzień wolny będę pisać. Obiecuję.

wtorek, 13 stycznia 2015

003. Everybody needs hope and fear

Nadszedł moment, w którym utknęłam z fabułą. Nie wiem jak ruszyć do przodu. Ciężko wyciągnąć mi dobre fragmenty z żałosnego opowiadania, jakim jest pierwowzór. (Samokrytyka się bardzo nisko kłania; ładne mam mniemanie o sobie, nie ma co.) Postaram się, naprawdę.

Miała rację. Snape był mistrzem okropnych szlabanów. Poprowadził ich wgłąb lochów. Po drodze minęli kilku Ślizgonów, którzy właśnie opuścili pokój wspólny Slytherinu. Zaśmiali się widząc Gryfonkę kilka kroków za mistrzem eliksirów. Nie trudno było się domyślić, że zarobiła szlaban. Jej mina zdradzała niechęć i obrzydzenie. Idealna przez tyle lat Granger miała szlaban. I to nie u byle kogo. U profesora, który całym sercem nienawidził Gryffindoru. Uśmiechy jednak szybko zniknęły z ich twarzy, a na ich miejsce wstąpił niepokój, gdy dostrzegli Malfoya, który szedł kilka metrów za nimi. Woleli się na narażać. Jego ojciec potrafił być bardzo wpływowy, a jego syn - wyjątkowo złośliwy, jeśli chodziło o jego dumę. Która w tym momencie czołgała się u jego stóp wołając o pomstę do Nieba. Severus doprowadził ich do najobrzydliwszej, najpodlejszej, najbardziej zapyziałej części podziemi zamku. Gdzie rezydował nie kto inny, jak sam Argus Filch. Czekał już na nich przy obskurnych drewnianych drzwiach.
- Nareszcie pan jest. Już myślałem, że odpuścił im pan szlaban - wycharczał, uśmiechając się w ten specyficzny dla siebie, nieprzyjemny sposób, ukazując luki w uzębieniu. Przy jego nogach pałętała się bura kocica, Pani Norris, ulubienica woźnego. Chyba jako jedyna wytrzymywała jego zapchlone towarzystwo. Wykazywała się wielką lojalnością wobec swojego pana i często snuła się po korytarzach Hogwartu, aby natknąwszy się na zabłąkanego późnym wieczorem ucznia od razu oznajmić to Argusowi.
- Nie dzisiaj, Filch. Liczę, że zapewnisz im odpowiednią rozrywkę na ten wieczór - odparł chłodno, niechętnie spoglądając na mężczyznę. - Miłego wieczoru.
- No, dzieciaki - zaczął woźny, gdy tylko ucichły kroki mistrza eliksirów. - Czeka was dzisiaj kilka godzin z aktami. - Otworzył drzwi starym, zardzewiałym kluczem, a zamek zazgrzytał niemiłosiernie. Otworzył ciężkie drzwi i powitał ich smród podmokłego papieru, zgnilizny i czegoś, czego Hermiona wolała nawet nie identyfikować. Przysłoniła usta i nos dłonią, aby nie zwymiotować. Widok też nie był zbyt przyjemny. Wszędzie walały się teczki, pojedyncze kartki; regały były w opłakanym stanie, obdrapane, z połamanymi półkami. - Nikt nie zaglądał tu od wielu lat. Bawcie się dobrze. - Zaśmiał się ochryple, wciskając blondynowi w dłonie kije od mopa i miotły. Odwrócił się i kuśtykając odszedł w stronę swojego gabinetu. Kocica obrzuciła ich jeszcze spojrzeniem, miauknęła żałośnie i pobiegła za swoim panem.
- Nie myśl, Granger, że ci w tym pomogę - rzucił Malfoy, rzucając te dwie rzeczy na podłogę. Spojrzał na nią i skierował się w stronę salonu Ślizgonów. Hermiona została sama. Westchnęła cicho, podnosząc z mokrej podłogi mopa i miotłę. Weszła do pomieszczenia, krzywiąc się nieznacznie. Zapach był naprawdę odpychający. Podwinęła rękawy bluzy i już miała się wziąć do pracy, gdy usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i dostrzegła Malfoya z niezbyt tęgą miną.
- Głupi pchlarz stoi przed jego biurem na czatach.
- Myślałeś, że nikt nas nie będzie pilnował? Jakie naiwne w twojej strony - mruknęła, przenosząc spojrzenie z powrotem na bałagan, którym mieli się zająć.
- Dawaj tę miotłę, Granger. Pomogę ci - wziął od niej kij, nawet na nią nie zerkając. - Im szybciej tu posprzątamy, tym szybciej wrócę do swojego czystego dormitorium.
- Malfoy, ty chyba nie zamierzasz użyć do tego...
- Pomogę ci, ale to nie znaczy, że będziemy rozmawiać - przerwał jej, zaczynając zamiatać kurz z podłogi. Gryfonka spojrzała jedynie wymownie w sufit po czym wyjęła różdżkę.
- Reparo - powiedziała wyraźnie, celując w zdezelowane regały. W ułamku sekundy przemieniły się z rozmokłych rupieci w nowe, solidne szafy. - Nie uważasz, że tak byłoby znacznie szybciej? Zacznij używać mózgu do czegoś innego, niż wymyślanie jak mi uprzykrzyć życie.
- Masz rację - wymamrotał pod nosem chłopak, wyglądając na mocno zażenowanego, że to właśnie ta głupia szlama wpadła na ten pomysł. - Chłoszczyść - dodał, machając przy tym lekko różdżką. Usunął tym sposobem cały brud z pomieszczenia.
- Widzisz, tak jest znacznie szybciej. Niestety ręcznie musimy powkładać karty uczniów do odpowiednich teczek. Nie mogę sobie przypomnieć zaklęcia, które by nam w tym pomogło. Ale przynajmniej mogę je wysuszyć - mówiła to wszystko bardziej do siebie niż do niego. Wymruczała cicho zaklęcie osuszające i westchnęła ciężko. I tak musieli połowę pracy wykonać ręcznie. Nic więcej magią zdziałać nie mogła, przynajmniej na razie.
- Granger, czy ty znasz zaklęcie na każdą okazję? Jesteś jak chodząca encyklopedia czarów.
Czy jej się wydawało, czy usłyszała w jego głosie nutę podziwu. Nie zaprzątała sobie tym jednak głowy. Mieli sporo do zrobienia. Za pomocą zaklęcia poukładała wszystkie kartki na kilka różnych stosów, aby było im wygodniej.
- Lepiej weźmy się do pracy. Chyba nie chcesz tu ze mną spędzić całego wieczora. Parkinson na pewno czeka i płacze za tobą przy twoim ulubionym fotelu przed kominkiem.
- Wolałbym już chyba twoje towarzystwo niż jej - mruknął cicho, wyczarowując im poduszki, na których po chwili usiedli.
- Przepraszam, coś mówiłeś?
- Nic. Weź się do roboty, Granger.

Po kilku godzinach zostało im już tylko mniej niż trzydzieści stron do uporządkowania. Hermiona położyła się na plecach na zimnej podłodze, trzymając nad sobą zapisany koślawym pismem woźnego pergamin. Kolejny należący do rudych bliźniaków. W ich teczce było już grubo ponad sto takich kartek. Dorzuciła ją do reszty z głębokim westchnięciem. Miała już serdecznie dosyć wpatrywania się w niekiedy drobne literki. Była zmęczona i głodna. Potarła palcami nasadę nosa, siadając znów prosto. Ku jej zdziwieniu, Malfoy sam dokończył rozdzielanie stron.
- Nie zostawiłeś nic dla mnie - bardziej stwierdziła niż zapytała, spoglądając na niego. Przeczesała palcami włosy, uśmiechając się z widoczną ulgą. Jeszcze jedno, dwa zaklęcia i będą mieli szlaban z głowy.
- Nie zostało tego dużo. - Wzruszył lekko ramionami, wstając z podłogi i rozciągając obolałe kończyny. Nie mógł odchylić głowy do tyłu i wyprostować nóg do końca bez krzywienia się. Dziewczyna również wstała i przeciągnęła się, ziewając przy tym. Draco pozbył się poduszek, a Hermiona machnąwszy kilka razy zgrabnie i płynnie różdżką poukładała wszystkie teczki na półkach.
- Widzę, że skończyliście - usłyszeli za sobą zachrypnięty głos i aż oboje się wzdrygnęli. Nawet nie usłyszeli kroków woźnego. - Możecie zmykać do łóżek. Tylko bez żadnego szwendania się po zamku, będę wiedział. - Uśmiechnął się, spoglądając na Panią Norris, która postanowiła naostrzyć sobie pazury o regał, który jakiś czas temu naprawiła Gryfonka. Nie chcieli czekać aż Filch zmieni zdanie. Rzucili mu krótkie "dobranoc" i bardzo szybko ruszyli korytarzem. Kilka metrów przed wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu, Malfoy zagrodził dziewczynie dalszą drogę.
- Miło się z tobą współpracowało, Granger. Jednak nie jesteś taka głupia - powiedział, nie podnosząc na nią wzroku. Wyciągnął do niej dłoń, czekając na uścisk. Hermiona była w szoku.
- Nie sil się na uprzejmości, Malfoy - parsknęła śmiechem, odsuwając jego rękę. - Nie musisz być taki kulturalny.
- Nie silę się, naprawdę dobrze się z tobą pracowało. - Spojrzał na nią. Tym razem bez cienia kpiny w oczach, do której ta była od wielu lat przyzwyczajona. - Jesteś inteligentniejsza niż Parkinson. Niż większość osób w tej szkole.
- Jasne, jasne, bo jeszcze staniesz w płomieniach. - Uśmiechnęła się pogodnie. Mimo wszystko, zrobiło jej się naprawdę miło, że Malfoy wreszcie powiedział coś, co było przeciwieństwem obrażania jej. - Z tobą też się nie najgorzej pracowało. Ale lepiej już znikajmy. Nie chcę zarobić kolejnego szlabanu, tym bardziej, że wciąż jesteśmy na terytorium Snape'a. Dobranoc.
- Dobranoc, Granger. - Kiedy dziewczyna ruszyła korytarzem, a on miał podać hasło, aby otworzyć tajne przejście, coś go ruszyło. - Hej, Granger, zaczekaj! - krzyknął i podszedł do niej szybko. - Przepraszam za rozmowę przed gabinetem nietoperza. Możesz wspomnieć Felicity, że o nią pytałem. - Posłał jej uśmiech i odwrócił się, aby po chwili wejść do pokoju wspólnego. Dziewczyna pokręciła tylko głową z rezygnacją i pospiesznie wróciła do wieży Gryffindoru. Przez całą drogę wydawało jej się, że słyszy miauczenie Pani Norris. Nic dziwnego, futrzak obserwował ich przez cały wieczór.


Nie wyszło chyba najgorzej.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

002. Say a little prayer for me

Nawet magiczne niebo, które po raz pierwszy od wielu tygodni było jasne i bezchmurne nie poprawiło jej humoru. Usiadła zrezygnowana przy stole i sięgnęła po dzbanek z sokiem. Zdążyła nalać go sobie do szklanki, ale kiedy podnosiła ją do ust przed nią wylądowała jasna sowa z Prorokiem Codziennym przytwierdzonym do łapki. Z westchnieniem odwiązała gazetę i wyprostowała. Sowa poderwała się do lotu, a do napoju Hermiony wpadło pióro. Już miała się poddać i postawić krzyżyk na tym dniu, gdy przysiadła się do niej Felicity.
- Widzę, że początek dnia niezbyt przyjemny - zaczęła wesoło jasnowłosa, nakładając sobie na talerz kawałek placka dyniowego i przysuwając bliżej siebie pucharek lodów waniliowych. - Może dwie godziny eliksirów poprawi ci humor?
- Na pewno. A wieczorem, bo wcale nie dość będę miała rozkoszy, szlaban z Malfoyem u Snape'a - mruknęła w odpowiedzi Granger, nabierając na widelczyk kawałek ciasta. Przełykając spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku. - Odkąd nie czekam na Ronalda przed śniadaniem mam jakoś dużo czasu.
- Znowu miał pretensje o Wiktora? Powinien wreszcie dorosnąć - odparła dziewczyna z pełnymi ustami, zajadając się naprzemiennie ciastem i lodami.
- Nawet nie mogę mieć korespondencyjnego przyjaciela! - podniosła głos na tyle, że kilku uczniów drugiej klasy spojrzało na nią ze strachem. - Nie wiem czy jest zły, że to Krum, czy że w ogóle utrzymuję kontakt z kimś, kto nie jest nim i Harrym.
- Myślę, że chodzi tu konkretnie o Wiktora. Jest przystojny, jest sportowcem, ma wszystko, czego mogłaby chcieć młoda kobieta. - Felicity parsknęła śmiechem, wyciągając z torby książkę. Położyła ją przed Hermioną. - Powinna ci się spodobać. Jest o numerologii, ale nigdzie nie można jej już dostać. Posiadają ją w swoich zbiorach tylko nieliczne rodziny. Gwizdnęłam ją Parkinson w bibliotece. Może poprawi ci humor.
- Nie powinnaś tego robić! - ofuknęła ją Gryfonka. - Jeśli się dowie będziesz miała niemałe kłopoty.
- Spokojnie. Była zajęta zalecaniem się do Draco. Nawet mnie nie zauważyli. Migdalili się blisko działu ksiąg zakazanych.
- Nie wspominaj nawet o tym karaluchu. Będę musiała wytrzymać jego towarzystwo przez cały wieczór. Ale dziękuję za książkę. Kiedy tylko ją przeczytam, bo rozumiem, że ty już to zrobiłaś, w jakiś sposób jej ją zwrócisz, dobrze? - Schowała księgę do torby i spojrzała na przyjaciółkę. Wydawało jej się, że cały dzień będzie jak wyjęty z koszmaru, ale dzięki młodszej Farnese zrobiło jej się jakoś lepiej. - Właściwie... Dlaczego ty nigdy nie siedzisz przy swoim stole? - Spojrzała w kierunku stołu Krukonów. Felicity również spojrzała w tę stronę po czym wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, może dlatego, że poza Luną nie ma tam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. A nawet jeśli chodzi o nią... Sama wiesz, jak kończą się wszystkie rozmowy. Na dodatek Lucas... - Mowa była o jej młodszym bracie, który w tym roku rozpoczął naukę w Hogwarcie. - Dziwnie się czuję, kiedy dosiada się do mnie taki knypek i zaczyna nawijać o tym, jakie zajęcia są cudowne, czego się nauczył, ile dostał punktów i od kogo, z kim rozmawiał, kogo poznał. Skoro poznał tylu swoich rówieśników to dlaczego z nimi o tym nie porozmawia? - Westchnęła ciężko i upiła łyk soku.
- Nie wmówisz mi, że ty nie byłaś podekscytowana i nie zwierzałaś się z tego, co przeżyłaś - zaśmiała się Hermiona.
- Że niby miałam iść do Patricka i spowiadać mu się ze wszystkiego? - Wzdrygnęła się nieznacznie i spojrzała za siebie. - Ślizgoni zjedliby mnie żywcem.
- Wy utrzymujecie w ogóle jakiś kontakt? - zapytała ostrożnie szatynka. Odnalazła wzrokiem Patricka, obok którego siedział Draco i jego goryle, Crabbe i Goyle, Pansy oraz Zabini. Rozmawiali o czymś z przejęciem, czasami się śmiejąc i spoglądając na stół Gryfonów.
- Kiedy przyjeżdżamy do domu na ferie - odparła ze śmiechem, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. - Chociaż w tym roku jakoś dziwnie często ze mną rozmawia. - Zmarszczyła lekko brwi lecz po chwili znów była rozpromieniona. - Zaraz zaczynam transmutację. Widzimy się na obiedzie. Jak zawsze, przy waszym stole. - Wstała i poprawiając spódnicę, zerknęła raz jeszcze na stół Ślizgonów. Napotykając spojrzenie Malfoya nieznacznie się zarumieniła i pospiesznie opuściła wielką salę.

Przejrzyste niebo utrzymywało się aż do zmierzchu. Hermiona musiała niestety zrezygnować z wieczornego spaceru po błoniach z Felicity i Ginny. Czekał ją szlaban. Najpewniej kilkugodzinny, jak to Snape miewał w zwyczaju. Na dodatek za kompana miała mieć Ślizgona. Nie byle jakiego zresztą. Malfoy docinał jej i obrażał ją odkąd tylko przestąpili progi szkoły w pierwszej klasie. Dziesięć minut przed umówioną godziną rozstała się z przyjaciółkami pod wrotami zamku i z miną skazańca prowadzonego na ścięcie udała się w kierunku gabinetu mistrza eliksirów. Przed drzwiami stał już Malfoy. Na jej widok na jego usta wpełzł tak dobrze jej znany wredny uśmieszek. Jednak słowa, jakimi ją powitał, nie brzmiały jak wypowiedziane właśnie przez niego.
- Cześć, Granger. - Żadnej szlamy czy innego paskudnego określenia? Była mocno zdekoncentrowana. Zastanawiała się, czy to może jakiś podstęp, bo w nagłą przemianę nie była skłonna uwierzyć.
- Dobry wieczór. - W jej głosie wyraźnie brzmiała nuta niepewności. Była uprzejma, ale nie miała zamiaru stracić czujności. Wiele razy ona, Harry i Ron dawali się nabierać na pozorne dobro innych.
- Słuchaj, wiem, że mnie nienawidzisz, czemu się nie dziwię... - urwał, zauważając jak Hermiona unosi nieco brwi. - Nie, nie mam zamiaru nagle się z wami bratać. Ale mam pewien problem, który ty możesz pomóc mi rozwiązać. Nie masz powodów, żeby mi pomagać, żeby ze mną rozmawiać...
- Właśnie, nie muszę cię nawet teraz w ogóle słuchać. Ale przejdź do rzeczy. Za kilka minut przyjdzie Snape. Przecież nie możesz mu pokazać, że rozmawiasz ze mną po ludzku.
- W porządku, Granger, masz rację. Chodzi o tę twoją przyjaciółeczkę, Felicity.
- Jeśli chcesz ją gnębić to od razu cię uprzedzę, że jest czystej krwi, pochodzi ze szlachetnego rodu i nie da sobą pomiatać, nie jest dobrym celem dla ciebie. Z tego co zauważyłam wolisz na swoje ofiary wybierać ludzi, którzy nic nie mogą ci zrobić - przerwała mu kolejny raz. Właściwie nie pozwoliła mu skończyć, nawet w połowie nie wiedziała o co może mu chodzić. Źle się przez to poczuła. Rozmawiał z nią jak z równym sobie, nie obraził jej, można powiedzieć, że był miły. - Ale mów dalej.
- Spotyka się z kimś? - Wydawać by się mogło, że pan "mój ojciec się o tym dowie" czuje się zawstydzony. Choć w szkole miał reputację kobieciarza i łamacza damskich serc.
- Nie, aktualnie nie, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem. - Uśmiechnęła się nieznacznie. Jak się okazało, Malfoy miał pewną słabość. A dokładniej miał słabość do Felicity. Zauważyła, że od pewnego czasu jej przyjaciółka dosyć często spogląda w stronę Ślizgonów. Wiedziała, że przygląda się blondynowi. Jednak, gdy próbowała z nią o tym porozmawiać, ta od razu ucinała rozmowę albo zaczynała mówić o czymś zupełnie innym. Chciała jej wyperswadować bliższą znajomość z Malfoyem. Był znany z porzucania dziewcząt, gdy tylko te zaczynały mieć nadzieję na więcej. Nie spodziewała się jednak, że Draco wykazuje nią jakiekolwiek zainteresowanie. Nie wyglądało na to, aby chciał się nią bawić jak innymi. Był autentycznie zmieszany i niepewny, a to mu się przecież nie zdarzało zbyt często. - Jeśli chcesz mogą z nią o tym porozmawiać.
- Żeby mnie wyśmiała? - W ułamku sekundy stał się znów poważny i chłodny. - Chyba sobie kpisz, że pozwolę ci się wygadać twoim przyjaciółeczkom. Ani słowa, albo gorzko tego pożałujesz.
- Ostatnio często używasz tych słów wobec mnie i jak dotąd niczego jeszcze nie żałowałam. Ale w porządku, nic jej nie powiem. - Wzruszyła ramionami. Wiedziała już, jak się na nim odegrać za ostatnie nieprzyjemności, których od niego zaznała.

001. Suddenly my eyes are open

- Ronaldzie, jeśli jesteś zazdrosny, przyznaj to otwarcie. Nie musisz mnie gnębić na każdym kroku. Nikt nie ma ochoty tego słuchać, a już na pewno ja nie mam na to ochoty - wycedziła przez zęby, odwracając się i kierując do wyjścia z pokoju wspólnego. Ron zaczerwienił się niemal po same cebulki rudych włosów. Nie spodziewał się, że Hermiona tak szybko straci cierpliwość. Zwykle trwało to dłużej. Ginny chciała powstrzymać przyjaciółkę, i już nawet wstała, aby to zrobić, ale zrezygnowała widząc złość wymalowaną na twarzy Granger. Potrzebowała teraz spokoju i samotności. Gdyby ktoś jej przeszkodził w szybkim przemierzaniu korytarzy byłaby skłonna potraktować go jakimś złośliwym zaklęciem. Mało prawdopodobne, aby spotkała teraz jakiegoś ucznia, było po jedenastej. Mógł jednak napatoczyć się jakiś prefekt, albo, co gorsza, znienawidzony przez wszystkich uczniów woźny, Argus Filch. W kwestii innych prefektów i prefektów naczelnych sprawa była prosta, można było się dogadać, chyba, że trafiłaby na Ślizgona, wtedy sprawa nie była już taka łatwa i przyjemna. Usiadła u szczytu schodów w sali wejściowej, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. Nie wiedziała ile czasu minęło; może kilka minut, może nawet godzin. Nie obchodziło jej to teraz za bardzo. Mogła zarobić szlaban, albo minusowe punkty dla domu, gdyby przyłapał ją o tej porze jakiś nauczyciel. Lata spędzone w towarzystwie Harry'ego i Rona źle na nią wpłynęły pod tym względem. Zdarzało jej się więcej pyskować, naginała przepisy; wiele razy wpakowała się w tarapaty przez nich. Zawsze była taka idealna. Idealnie uprasowana spódniczka i bluzka, skarpetki równo podciągnięte. Zawsze przygotowana na zajęcia i do egzaminów. Nie łamała zasad, była grzeczna i posłuszna. Przez wakacje przemyślała kilka spraw. Nie mogła wiecznie naprawiać błędów, które popełniali jej przyjaciele, nie mogła być ciągle poprawna. Od początku nauki w Hogwarcie starała się odzyskiwać punkty, które tak bezmyślnie tracili inni. Pomagała profesorom po zajęciach w drobnych pracach, uczyła się po nocach, aby na pewno dostać jakiekolwiek punkty, spędzała niemal każdą wolną chwilę w bibliotece. Urabiała sobie ręce po łokcie, aby uzyskiwać punkty. I co z tego miała? Zazdrosnego rudzielca, który ciągle czegoś od niej wymagał, i Harry'ego, który przyciągał kłopoty na każdym roku, i to żeby raz. Pomagała im w pracach domowych, ćwiczyła z nimi zaklęcia, podpowiadała na eliksirach. W tym roku postanowiła się zmienić. Postanowiła sobie, że zacznie żyć i uczyć się dla siebie. Oczywiście nie mogła tak po prostu postawić na nich krzyżyka. Wciąż oferowała im swoją pomoc. Jednak tylko wtedy, kiedy ich złe wyniki w nauce był spowodowane problemami, na które nie mieli wpływu. Ćwiczyła z Ronem zaklęcia, nigdy nie był w nich za dobry. Harry'emu pomagała w wypracowaniach w sezonie rozgrywek Quidditcha. Nie robiła tego jednak za darmo. Wymyślała im pewne zadośćuczynienia. Jako prefekt miała pewną władzę nad uczniami, ale nie każdy był łagodny jak baranek, potrafili się stawiać. I wtedy wykorzystywała dług, jaki chłopcy u niej mieli. Odgrywali się na niepokornych uczniach rzucając na nich niekrzywdzące, złośliwe zaklęcia, albo podrzucając im różne nieprzyjemne gadżety od Zonka. Ona jednak zawsze miała czyste ręce. Zgadzali się na to, wiedząc, że bez pomocy dziewczyny w nauce obleją przy pierwszym lepszym teście.
- Granger, szlamo, co robisz o tej porze poza pokojem wspólnym swojego śmierdzącego domu? - Och, ten okropny głos poznałaby wszędzie. Zimny, oślizgły i chytry, jak serce właściciela i dom do którego należał. Draco Malfoy. Postrach młodszych i niekiedy starszych uczniów. Szkolny wróg numer jeden, i co najgorsze, również prefekt.
- A ty, Malfoy? - zapytała równie zimnym tonem, wstając ze schodów i patrząc na niego z góry. Dzieliło ich kilkanaście stopni.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - mówiąc to, wyciągnął z kieszeni różdżkę. - Nikt cię nie nauczył, że to bardzo niegrzeczne?
- Równie niegrzeczne jest nazywanie kogokolwiek szlamą. - Nie chciała, aby sytuacja rozwinęła się w kierunku pojedynku. Jednak także wyjęła różdżkę. Wolała być przygotowana. - Malfoy, radziłabym ci stąd zniknąć. Inaczej zarobisz szlaban.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie. - Uśmiechnął się przebiegle. Nie mogło to oznaczać niczego dobrego. Blondyn spojrzał przez ramię na korytarz prowadzący do lochów. Zerknęła tam ukradkiem i zbladła ze strachu. Z mroku wyłonił się profesor Snape. Drugi najbardziej znienawidzony człowiek w zamku, zaraz po woźnym.
- Dobry wieczór, panie profesorze. - Powiedziała niepewnie i schowała różdżkę do tylnej kieszeni spodni, schodząc kilka stopni w dół.
- Granger, o tej porze powinnaś być w łóżku, nie tutaj. Jak się wytłumaczysz?
- Panie profesorze, z całym szacunkiem, ale Malfoy również..
- Mówimy teraz o tobie, panno Granger. Minus dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. I radziłbym panience natychmiast wracać do siebie, jeśli nie chcesz, abym odebrał wam kolejne punkty.
- Ależ profesorze...!
- Minus dziesięć punktów. Jeszcze jedno słowo i zarobisz szlaban. - Wiedziała, że Snape wymyśli coś okropnego, była tego pewna, ale nie mogła tak po prostu zostawić sprawy Malfoya w spokoju.
- Może pan odebrać nam nawet pięćdziesiąt punktów i chętnie przyjmę karę, ale Malfoy także ma zostać ukarany - mówiła wystarczająco poważnie, aby Severus zerknął przelotnie na blondyna. Przez twarz Ślizgona przemknął ledwo widoczny grymas.
- Ma panienka rację. Oboje stawicie się w moim gabinecie w środę o dziewiętnastej. Każda minuta spóźnienia ukarana będzie minusowymi punktami dla domu. Życzę udanej nocy. I widzimy się jutro rano na zajęciach. - Odwrócił się napięcie i zniknął w tym samym mroku, z którego przyszedł. Hermiona spojrzała na Malfoya nie wiedząc, czego ma się spodziewać. Z ostrożności wolała trzymać dłoń zaciśniętą na różdżce.
- Pożałujesz tego, Granger. Mój ojciec się o tym dowie.