Nawet magiczne niebo, które po raz pierwszy od wielu tygodni było jasne i
bezchmurne nie poprawiło jej humoru. Usiadła zrezygnowana przy stole i
sięgnęła po dzbanek z sokiem. Zdążyła nalać go sobie do szklanki, ale
kiedy podnosiła ją do ust przed nią wylądowała jasna sowa z Prorokiem
Codziennym przytwierdzonym do łapki. Z westchnieniem odwiązała gazetę i
wyprostowała. Sowa poderwała się do lotu, a do napoju Hermiony wpadło
pióro. Już miała się poddać i postawić krzyżyk na tym dniu, gdy
przysiadła się do niej Felicity.
- Widzę, że początek dnia niezbyt przyjemny - zaczęła wesoło jasnowłosa,
nakładając sobie na talerz kawałek placka dyniowego i przysuwając
bliżej siebie pucharek lodów waniliowych. - Może dwie godziny eliksirów
poprawi ci humor?
- Na pewno. A wieczorem, bo wcale nie dość będę miała rozkoszy, szlaban z
Malfoyem u Snape'a - mruknęła w odpowiedzi Granger, nabierając na
widelczyk kawałek ciasta. Przełykając spojrzała na zegarek na swoim
nadgarstku. - Odkąd nie czekam na Ronalda przed śniadaniem mam jakoś
dużo czasu.
- Znowu miał pretensje o Wiktora? Powinien wreszcie dorosnąć - odparła
dziewczyna z pełnymi ustami, zajadając się naprzemiennie ciastem i
lodami.
- Nawet nie mogę mieć korespondencyjnego przyjaciela! - podniosła głos
na tyle, że kilku uczniów drugiej klasy spojrzało na nią ze strachem. -
Nie wiem czy jest zły, że to Krum, czy że w ogóle utrzymuję kontakt z
kimś, kto nie jest nim i Harrym.
- Myślę, że chodzi tu konkretnie o Wiktora. Jest przystojny, jest
sportowcem, ma wszystko, czego mogłaby chcieć młoda kobieta. - Felicity
parsknęła śmiechem, wyciągając z torby książkę. Położyła ją przed
Hermioną. - Powinna ci się spodobać. Jest o numerologii, ale nigdzie nie
można jej już dostać. Posiadają ją w swoich zbiorach tylko nieliczne
rodziny. Gwizdnęłam ją Parkinson w bibliotece. Może poprawi ci humor.
- Nie powinnaś tego robić! - ofuknęła ją Gryfonka. - Jeśli się dowie będziesz miała niemałe kłopoty.
- Spokojnie. Była zajęta zalecaniem się do Draco. Nawet mnie nie zauważyli. Migdalili się blisko działu ksiąg zakazanych.
- Nie wspominaj nawet o tym karaluchu. Będę musiała wytrzymać jego
towarzystwo przez cały wieczór. Ale dziękuję za książkę. Kiedy tylko ją
przeczytam, bo rozumiem, że ty już to zrobiłaś, w jakiś sposób jej ją
zwrócisz, dobrze? - Schowała księgę do torby i spojrzała na
przyjaciółkę. Wydawało jej się, że cały dzień będzie jak wyjęty z
koszmaru, ale dzięki młodszej Farnese zrobiło jej się jakoś lepiej. -
Właściwie... Dlaczego ty nigdy nie siedzisz przy swoim stole? -
Spojrzała w kierunku stołu Krukonów. Felicity również spojrzała w tę
stronę po czym wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, może dlatego, że poza Luną nie ma tam nikogo, z kim mogłabym
porozmawiać. A nawet jeśli chodzi o nią... Sama wiesz, jak kończą się
wszystkie rozmowy. Na dodatek Lucas... - Mowa była o jej młodszym
bracie, który w tym roku rozpoczął naukę w Hogwarcie. - Dziwnie się
czuję, kiedy dosiada się do mnie taki knypek i zaczyna nawijać o tym,
jakie zajęcia są cudowne, czego się nauczył, ile dostał punktów i od
kogo, z kim rozmawiał, kogo poznał. Skoro poznał tylu swoich rówieśników
to dlaczego z nimi o tym nie porozmawia? - Westchnęła ciężko i upiła
łyk soku.
- Nie wmówisz mi, że ty nie byłaś podekscytowana i nie zwierzałaś się z tego, co przeżyłaś - zaśmiała się Hermiona.
- Że niby miałam iść do Patricka i spowiadać mu się ze wszystkiego? -
Wzdrygnęła się nieznacznie i spojrzała za siebie. - Ślizgoni zjedliby
mnie żywcem.
- Wy utrzymujecie w ogóle jakiś kontakt? - zapytała ostrożnie szatynka.
Odnalazła wzrokiem Patricka, obok którego siedział Draco i jego goryle,
Crabbe i Goyle, Pansy oraz Zabini. Rozmawiali o czymś z przejęciem,
czasami się śmiejąc i spoglądając na stół Gryfonów.
- Kiedy przyjeżdżamy do domu na ferie - odparła ze śmiechem, odgarniając
kosmyk włosów z twarzy. - Chociaż w tym roku jakoś dziwnie często ze
mną rozmawia. - Zmarszczyła lekko brwi lecz po chwili znów była
rozpromieniona. - Zaraz zaczynam transmutację. Widzimy się na obiedzie.
Jak zawsze, przy waszym stole. - Wstała i poprawiając spódnicę, zerknęła
raz jeszcze na stół Ślizgonów. Napotykając spojrzenie Malfoya
nieznacznie się zarumieniła i pospiesznie opuściła wielką salę.
Przejrzyste niebo utrzymywało się aż do zmierzchu. Hermiona musiała
niestety zrezygnować z wieczornego spaceru po błoniach z Felicity i
Ginny. Czekał ją szlaban. Najpewniej kilkugodzinny, jak to Snape miewał w
zwyczaju. Na dodatek za kompana miała mieć Ślizgona. Nie byle jakiego
zresztą. Malfoy docinał jej i obrażał ją odkąd tylko przestąpili progi
szkoły w pierwszej klasie. Dziesięć minut przed umówioną godziną
rozstała się z przyjaciółkami pod wrotami zamku i z miną skazańca
prowadzonego na ścięcie udała się w kierunku gabinetu mistrza eliksirów.
Przed drzwiami stał już Malfoy. Na jej widok na jego usta wpełzł tak
dobrze jej znany wredny uśmieszek. Jednak słowa, jakimi ją powitał, nie
brzmiały jak wypowiedziane właśnie przez niego.
- Cześć, Granger. - Żadnej szlamy czy innego paskudnego określenia? Była
mocno zdekoncentrowana. Zastanawiała się, czy to może jakiś podstęp, bo
w nagłą przemianę nie była skłonna uwierzyć.
- Dobry wieczór. - W jej głosie wyraźnie brzmiała nuta niepewności. Była
uprzejma, ale nie miała zamiaru stracić czujności. Wiele razy ona,
Harry i Ron dawali się nabierać na pozorne dobro innych.
- Słuchaj, wiem, że mnie nienawidzisz, czemu się nie dziwię... - urwał,
zauważając jak Hermiona unosi nieco brwi. - Nie, nie mam zamiaru nagle
się z wami bratać. Ale mam pewien problem, który ty możesz pomóc mi
rozwiązać. Nie masz powodów, żeby mi pomagać, żeby ze mną rozmawiać...
- Właśnie, nie muszę cię nawet teraz w ogóle słuchać. Ale przejdź do
rzeczy. Za kilka minut przyjdzie Snape. Przecież nie możesz mu pokazać,
że rozmawiasz ze mną po ludzku.
- W porządku, Granger, masz rację. Chodzi o tę twoją przyjaciółeczkę, Felicity.
- Jeśli chcesz ją gnębić to od razu cię uprzedzę, że jest czystej krwi,
pochodzi ze szlachetnego rodu i nie da sobą pomiatać, nie jest dobrym
celem dla ciebie. Z tego co zauważyłam wolisz na swoje ofiary wybierać
ludzi, którzy nic nie mogą ci zrobić - przerwała mu kolejny raz.
Właściwie nie pozwoliła mu skończyć, nawet w połowie nie wiedziała o co
może mu chodzić. Źle się przez to poczuła. Rozmawiał z nią jak z równym
sobie, nie obraził jej, można powiedzieć, że był miły. - Ale mów dalej.
- Spotyka się z kimś? - Wydawać by się mogło, że pan "mój ojciec się o
tym dowie" czuje się zawstydzony. Choć w szkole miał reputację kobieciarza i łamacza damskich serc.
- Nie, aktualnie nie, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem. -
Uśmiechnęła się nieznacznie. Jak się okazało, Malfoy miał pewną słabość.
A dokładniej miał słabość do Felicity. Zauważyła, że od pewnego czasu
jej przyjaciółka dosyć często spogląda w stronę Ślizgonów. Wiedziała, że
przygląda się blondynowi. Jednak, gdy próbowała z nią o tym
porozmawiać, ta od razu ucinała rozmowę albo zaczynała mówić o czymś
zupełnie innym. Chciała jej wyperswadować bliższą znajomość z Malfoyem.
Był znany z porzucania dziewcząt, gdy tylko te zaczynały mieć nadzieję
na więcej. Nie spodziewała się jednak, że Draco wykazuje nią
jakiekolwiek zainteresowanie. Nie wyglądało na to, aby chciał się nią
bawić jak innymi. Był autentycznie zmieszany i niepewny, a to mu się
przecież nie zdarzało zbyt często. - Jeśli chcesz mogą z nią o tym
porozmawiać.
- Żeby mnie wyśmiała? - W ułamku sekundy stał się znów poważny i
chłodny. - Chyba sobie kpisz, że pozwolę ci się wygadać twoim
przyjaciółeczkom. Ani słowa, albo gorzko tego pożałujesz.
- Ostatnio często używasz tych słów wobec mnie i jak dotąd niczego
jeszcze nie żałowałam. Ale w porządku, nic jej nie powiem. - Wzruszyła
ramionami. Wiedziała już, jak się na nim odegrać za ostatnie
nieprzyjemności, których od niego zaznała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam nadzieję, że się podobało. Krytyka, miłe słowa, złe słowa - każda opinia jest ważna ヾ(@°▽°@)ノ