UWAGA! Akcja mojego opowiadania umiejscowiona jest podczas trwania szóstego roku nauki w Hogwarcie. Wydarzenia zawarte w tomie szóstym i siódmym nie mają żadnego wpływu na tę historię. Charaktery postaci mogą różnić się od tych wykreowanych przez p. Rowling. || Miło by mi było bardzo, gdybyście zostawiali jakiś ślad po sobie w postaci komentarza, to dużo dla mnie znaczy i motywuje mnie do dalszego pisania. Z góry dziękuję~

wtorek, 13 stycznia 2015

003. Everybody needs hope and fear

Nadszedł moment, w którym utknęłam z fabułą. Nie wiem jak ruszyć do przodu. Ciężko wyciągnąć mi dobre fragmenty z żałosnego opowiadania, jakim jest pierwowzór. (Samokrytyka się bardzo nisko kłania; ładne mam mniemanie o sobie, nie ma co.) Postaram się, naprawdę.

Miała rację. Snape był mistrzem okropnych szlabanów. Poprowadził ich wgłąb lochów. Po drodze minęli kilku Ślizgonów, którzy właśnie opuścili pokój wspólny Slytherinu. Zaśmiali się widząc Gryfonkę kilka kroków za mistrzem eliksirów. Nie trudno było się domyślić, że zarobiła szlaban. Jej mina zdradzała niechęć i obrzydzenie. Idealna przez tyle lat Granger miała szlaban. I to nie u byle kogo. U profesora, który całym sercem nienawidził Gryffindoru. Uśmiechy jednak szybko zniknęły z ich twarzy, a na ich miejsce wstąpił niepokój, gdy dostrzegli Malfoya, który szedł kilka metrów za nimi. Woleli się na narażać. Jego ojciec potrafił być bardzo wpływowy, a jego syn - wyjątkowo złośliwy, jeśli chodziło o jego dumę. Która w tym momencie czołgała się u jego stóp wołając o pomstę do Nieba. Severus doprowadził ich do najobrzydliwszej, najpodlejszej, najbardziej zapyziałej części podziemi zamku. Gdzie rezydował nie kto inny, jak sam Argus Filch. Czekał już na nich przy obskurnych drewnianych drzwiach.
- Nareszcie pan jest. Już myślałem, że odpuścił im pan szlaban - wycharczał, uśmiechając się w ten specyficzny dla siebie, nieprzyjemny sposób, ukazując luki w uzębieniu. Przy jego nogach pałętała się bura kocica, Pani Norris, ulubienica woźnego. Chyba jako jedyna wytrzymywała jego zapchlone towarzystwo. Wykazywała się wielką lojalnością wobec swojego pana i często snuła się po korytarzach Hogwartu, aby natknąwszy się na zabłąkanego późnym wieczorem ucznia od razu oznajmić to Argusowi.
- Nie dzisiaj, Filch. Liczę, że zapewnisz im odpowiednią rozrywkę na ten wieczór - odparł chłodno, niechętnie spoglądając na mężczyznę. - Miłego wieczoru.
- No, dzieciaki - zaczął woźny, gdy tylko ucichły kroki mistrza eliksirów. - Czeka was dzisiaj kilka godzin z aktami. - Otworzył drzwi starym, zardzewiałym kluczem, a zamek zazgrzytał niemiłosiernie. Otworzył ciężkie drzwi i powitał ich smród podmokłego papieru, zgnilizny i czegoś, czego Hermiona wolała nawet nie identyfikować. Przysłoniła usta i nos dłonią, aby nie zwymiotować. Widok też nie był zbyt przyjemny. Wszędzie walały się teczki, pojedyncze kartki; regały były w opłakanym stanie, obdrapane, z połamanymi półkami. - Nikt nie zaglądał tu od wielu lat. Bawcie się dobrze. - Zaśmiał się ochryple, wciskając blondynowi w dłonie kije od mopa i miotły. Odwrócił się i kuśtykając odszedł w stronę swojego gabinetu. Kocica obrzuciła ich jeszcze spojrzeniem, miauknęła żałośnie i pobiegła za swoim panem.
- Nie myśl, Granger, że ci w tym pomogę - rzucił Malfoy, rzucając te dwie rzeczy na podłogę. Spojrzał na nią i skierował się w stronę salonu Ślizgonów. Hermiona została sama. Westchnęła cicho, podnosząc z mokrej podłogi mopa i miotłę. Weszła do pomieszczenia, krzywiąc się nieznacznie. Zapach był naprawdę odpychający. Podwinęła rękawy bluzy i już miała się wziąć do pracy, gdy usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i dostrzegła Malfoya z niezbyt tęgą miną.
- Głupi pchlarz stoi przed jego biurem na czatach.
- Myślałeś, że nikt nas nie będzie pilnował? Jakie naiwne w twojej strony - mruknęła, przenosząc spojrzenie z powrotem na bałagan, którym mieli się zająć.
- Dawaj tę miotłę, Granger. Pomogę ci - wziął od niej kij, nawet na nią nie zerkając. - Im szybciej tu posprzątamy, tym szybciej wrócę do swojego czystego dormitorium.
- Malfoy, ty chyba nie zamierzasz użyć do tego...
- Pomogę ci, ale to nie znaczy, że będziemy rozmawiać - przerwał jej, zaczynając zamiatać kurz z podłogi. Gryfonka spojrzała jedynie wymownie w sufit po czym wyjęła różdżkę.
- Reparo - powiedziała wyraźnie, celując w zdezelowane regały. W ułamku sekundy przemieniły się z rozmokłych rupieci w nowe, solidne szafy. - Nie uważasz, że tak byłoby znacznie szybciej? Zacznij używać mózgu do czegoś innego, niż wymyślanie jak mi uprzykrzyć życie.
- Masz rację - wymamrotał pod nosem chłopak, wyglądając na mocno zażenowanego, że to właśnie ta głupia szlama wpadła na ten pomysł. - Chłoszczyść - dodał, machając przy tym lekko różdżką. Usunął tym sposobem cały brud z pomieszczenia.
- Widzisz, tak jest znacznie szybciej. Niestety ręcznie musimy powkładać karty uczniów do odpowiednich teczek. Nie mogę sobie przypomnieć zaklęcia, które by nam w tym pomogło. Ale przynajmniej mogę je wysuszyć - mówiła to wszystko bardziej do siebie niż do niego. Wymruczała cicho zaklęcie osuszające i westchnęła ciężko. I tak musieli połowę pracy wykonać ręcznie. Nic więcej magią zdziałać nie mogła, przynajmniej na razie.
- Granger, czy ty znasz zaklęcie na każdą okazję? Jesteś jak chodząca encyklopedia czarów.
Czy jej się wydawało, czy usłyszała w jego głosie nutę podziwu. Nie zaprzątała sobie tym jednak głowy. Mieli sporo do zrobienia. Za pomocą zaklęcia poukładała wszystkie kartki na kilka różnych stosów, aby było im wygodniej.
- Lepiej weźmy się do pracy. Chyba nie chcesz tu ze mną spędzić całego wieczora. Parkinson na pewno czeka i płacze za tobą przy twoim ulubionym fotelu przed kominkiem.
- Wolałbym już chyba twoje towarzystwo niż jej - mruknął cicho, wyczarowując im poduszki, na których po chwili usiedli.
- Przepraszam, coś mówiłeś?
- Nic. Weź się do roboty, Granger.

Po kilku godzinach zostało im już tylko mniej niż trzydzieści stron do uporządkowania. Hermiona położyła się na plecach na zimnej podłodze, trzymając nad sobą zapisany koślawym pismem woźnego pergamin. Kolejny należący do rudych bliźniaków. W ich teczce było już grubo ponad sto takich kartek. Dorzuciła ją do reszty z głębokim westchnięciem. Miała już serdecznie dosyć wpatrywania się w niekiedy drobne literki. Była zmęczona i głodna. Potarła palcami nasadę nosa, siadając znów prosto. Ku jej zdziwieniu, Malfoy sam dokończył rozdzielanie stron.
- Nie zostawiłeś nic dla mnie - bardziej stwierdziła niż zapytała, spoglądając na niego. Przeczesała palcami włosy, uśmiechając się z widoczną ulgą. Jeszcze jedno, dwa zaklęcia i będą mieli szlaban z głowy.
- Nie zostało tego dużo. - Wzruszył lekko ramionami, wstając z podłogi i rozciągając obolałe kończyny. Nie mógł odchylić głowy do tyłu i wyprostować nóg do końca bez krzywienia się. Dziewczyna również wstała i przeciągnęła się, ziewając przy tym. Draco pozbył się poduszek, a Hermiona machnąwszy kilka razy zgrabnie i płynnie różdżką poukładała wszystkie teczki na półkach.
- Widzę, że skończyliście - usłyszeli za sobą zachrypnięty głos i aż oboje się wzdrygnęli. Nawet nie usłyszeli kroków woźnego. - Możecie zmykać do łóżek. Tylko bez żadnego szwendania się po zamku, będę wiedział. - Uśmiechnął się, spoglądając na Panią Norris, która postanowiła naostrzyć sobie pazury o regał, który jakiś czas temu naprawiła Gryfonka. Nie chcieli czekać aż Filch zmieni zdanie. Rzucili mu krótkie "dobranoc" i bardzo szybko ruszyli korytarzem. Kilka metrów przed wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu, Malfoy zagrodził dziewczynie dalszą drogę.
- Miło się z tobą współpracowało, Granger. Jednak nie jesteś taka głupia - powiedział, nie podnosząc na nią wzroku. Wyciągnął do niej dłoń, czekając na uścisk. Hermiona była w szoku.
- Nie sil się na uprzejmości, Malfoy - parsknęła śmiechem, odsuwając jego rękę. - Nie musisz być taki kulturalny.
- Nie silę się, naprawdę dobrze się z tobą pracowało. - Spojrzał na nią. Tym razem bez cienia kpiny w oczach, do której ta była od wielu lat przyzwyczajona. - Jesteś inteligentniejsza niż Parkinson. Niż większość osób w tej szkole.
- Jasne, jasne, bo jeszcze staniesz w płomieniach. - Uśmiechnęła się pogodnie. Mimo wszystko, zrobiło jej się naprawdę miło, że Malfoy wreszcie powiedział coś, co było przeciwieństwem obrażania jej. - Z tobą też się nie najgorzej pracowało. Ale lepiej już znikajmy. Nie chcę zarobić kolejnego szlabanu, tym bardziej, że wciąż jesteśmy na terytorium Snape'a. Dobranoc.
- Dobranoc, Granger. - Kiedy dziewczyna ruszyła korytarzem, a on miał podać hasło, aby otworzyć tajne przejście, coś go ruszyło. - Hej, Granger, zaczekaj! - krzyknął i podszedł do niej szybko. - Przepraszam za rozmowę przed gabinetem nietoperza. Możesz wspomnieć Felicity, że o nią pytałem. - Posłał jej uśmiech i odwrócił się, aby po chwili wejść do pokoju wspólnego. Dziewczyna pokręciła tylko głową z rezygnacją i pospiesznie wróciła do wieży Gryffindoru. Przez całą drogę wydawało jej się, że słyszy miauczenie Pani Norris. Nic dziwnego, futrzak obserwował ich przez cały wieczór.


Nie wyszło chyba najgorzej.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Właśnie tego mi było trzeba, aby się zmotywować do pisania dalej, choć jednego komentarza. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Raz jeszcze - dziękuję <3
      Dzisiaj biorę się za pisanie kolejnego rozdziału!

      Usuń

Mam nadzieję, że się podobało. Krytyka, miłe słowa, złe słowa - każda opinia jest ważna ヾ(@°▽°@)ノ