UWAGA! Akcja mojego opowiadania umiejscowiona jest podczas trwania szóstego roku nauki w Hogwarcie. Wydarzenia zawarte w tomie szóstym i siódmym nie mają żadnego wpływu na tę historię. Charaktery postaci mogą różnić się od tych wykreowanych przez p. Rowling. || Miło by mi było bardzo, gdybyście zostawiali jakiś ślad po sobie w postaci komentarza, to dużo dla mnie znaczy i motywuje mnie do dalszego pisania. Z góry dziękuję~

poniedziałek, 11 stycznia 2016

006. Bring my lover to her knees

Mogły się odrobinę zasiedzieć bo kiedy przemykały się ciemnymi korytarzami było już po dwudziestej drugiej i od dawna powinny być w swoich salonach. W tamtym momencie bardzo je to bawiło i postanowiły pójść troszeczkę naokoło, aby spędzić ze sobą chociaż kilka minut więcej. W którymś miejscu jednak musiały się rozstać i Gryfonki wróciły na siódme piętro, a Felicity skierowała się do zachodniej wieży. Otuliła się bardziej szatą i przyspieszyła odrobinę, noce w murach zamku robiły się coraz chłodniejsze. Mimo to była niesamowicie szczęśliwa. Pomimo nawału nauki udało im się znaleźć czas na spotkanie w babskim gronie. Uśmiechnęła się na wspomnienie mugolskich żarcików, które opowiadała im Hermiona. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków na schodach. Rozejrzała się dookoła i szarpnęła za klamkę najbliższych drzwi. Jak na złość były zamknięte. Nie chciała dać się przyłapać, tym bardziej bez różdżki. Dopiero czwarte z kolei drzwi okazały się otwarte i niemal w ostatnim momencie wślizgnęła się po cicho do środka. Odetchnęła z ulgą i otrzepała z kurzu szatę, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek miała tutaj zajęcia, żeby w ogóle ktokolwiek miał tutaj lekcje. Ale teraz była wdzięczna, że klasa była pomimo to otwarta i mogła się tutaj ukryć. Jej szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Po chwili usłyszała dźwięk przekręcanej klamki i zdała sobie sprawę, że już nie ma dokąd uciekać.
- Proszę, proszę. - Na pewno nie był to głos żadnego nauczyciela. Otworzyła oczy i natrafiła na spojrzenie tego okropnego Ślizgona ze swojego roku. - Kogo my tu mamy?
- Harper? - Zmarszczyła nieznacznie brwi, wpatrując się w niego uważnie. - Nie wolno wam się tu kręcić o tej porze.
- A tobie niby wolno? - mruknął Montague, opierając się ramieniem o framugę drzwi. Dziewczyna spojrzała mu wyzywająco w oczy, odgarniając długie włosy na plecy i wskazując na plakietkę na swojej szacie.
- Jestem prefektem, mam pewne prawa.
- Masz prawo się zamknąć, Farnese, jeśli nie chcesz pogarszać swojej i tak kiepskiej sytuacji - warknął Harper wyciągając różdżkę z kieszeni. - Jesteś bezbronna, a ja od dawna marzyłem o takiej sytuacji. - Starszy chłopak zamknął drzwi i zbliżył się do niej na odległość zaledwie kilku kroków, a ona odruchowo cofnęła się niemal pod samą ścianę. - Bo widzisz, bardzo nas martwi to, jak dobrze latasz na miotle. Pomyśleliśmy z kolegą, że coś poradzimy na te nasze zmartwienia. A tu akurat mamy taką dziwną sytuację, że trafiamy na ciebie, kiedy jesteś zupełnie sama. Żal byłoby nie skorzystać, prawda?
- O to wam chodzi? Za coś takiego na bank wylecicie ze szkoły!
Montague złapał za szatę na karku drobnej dziewczyny i bez problemu podniósł ją do góry, kiedy Harper podchodził do niej celując różdżką w poszczególne partie jej ciała.
- Nie będzie żadnych świadków, ty raczej też się nikomu nie przyznasz do tego co zrobiłem, a jak Montague się tobą później zajmie to myślę, że nawet nie będziesz w stanie nikomu powiedzieć. Aczkolwiek twoją śliczną buźkę chyba oszczędzę.
- Obaj tego pożałujecie, zdajesz sobie sprawę?
- A niby to co ty mi możesz teraz zrobić, na dodatek bez różdżki? - Zaśmiał się głośno ale chwilę później minę miał niezbyt radosną, kiedy Krukonka oswobodziła się ze swojej szaty i płynnym ruchem podcięła mu nogi kopniakiem po czym stanęła nad nim przyciskając podeszwę buta do jego krocza. Dziewczyna zrobiła zgrabny unik kiedy siódmoklasista próbował ją złapać ale zanim zdążyła dobiec do drzwi Harper wstał i zatrzasnął zaklęciem zamek.
- Teraz... - wydyszał nie opuszczając różdżki - ty tego pożałujesz.

Odznaka prefekta kolejny rok lśniła na jego piersi. Mimo wszystkiego co narobił w zeszłym semestrze nie odebrano mu tego obowiązku. Cieszył się z pewnych przywilejów, jak na przykład przestronna łazienka czy możliwość spacerowania niemal gdzie chciał i kiedy chciał, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Ale patrolować szkoły nie znosił. Lubił tak czasem połazić samotnie po zamku ale kiedy wiedział, że musi to robić jakoś nie było to już takie przyjemne. Nigdy nie działo się nic specjalnego i ten patrol też właśnie tak się zapowiadał. Punkt dwudziesta trzecia miał zamiar być w salonie Ślizgonów, jak zawsze. Kiedy był na drugim piętrze usłyszał jakiś hałas ale nie zakłóciło to jego spokoju. Szkolny poltergeist często rozrabiał w nocy i nauczył się nie zwracać na takie rzeczy specjalnej uwagi. Zmierzał już w stronę Wielkiej Sali, a stamtąd prosto do lochów i łóżka. Kiedy mijał wrota zamku, teraz zamknięte, usłyszał chichot Irytka dobiegający z korytarza prowadzącego do kuchni. Za dziesięć minut kończył patrol i miał zamiar spędzić ten czas pod wejściem do salonu Slytherinu. Gdyby ktoś pytał - właśnie sprawdzał jakieś hałasy w lochach bo wydawało mu się, że to mogą być uczniowie. Kiedy gapił się w zielonkawe lampy zawieszone na ścianach przypomniał sobie o tym dziwnym hałasie, którego nie sprawdził. Kiedy zegary w Hogwarcie wybiły równą godzinę rozsiadał się na fotelu przed kominkiem.
- Kiedy porządny trening, Smoku? - Blaise nawet się z nim nie przywitał, jak zawsze wykładał kawę na ławę bardzo szybko. Zgonił kilku młodszych uczniów z kanapy i sam rozwalił się na całej jej długości, wpatrując się uważnie w przyjaciela. - W tym roku musimy być najlepsi! Chyba nie chcesz znowu przegrać z tą Krukonką?
- Nie martw się, Diable. W tym roku będziemy lepsi.
- Harper proponował, żeby wyeliminować szukających z innych drużyn. Nie lubię tego małego gnojka.
- Gdzie on właściwie jest?
- Montague go gdzieś wyciągnął ponad godzinę temu, a co?

Zerwał się gwałtownie z fotela przerażony własnymi wyobrażeniami. Może ten hałas, który zignorował był związany z Harperem, któremu udało się dopaść na przykład Pottera, czego nie miałby mu jakoś specjalnie za złe, ale nie chciał mieć na sumieniu jakiegoś Puchona czy Krukona. Kiedy dłużej o tym pomyślał dotarło do niego, że jeśli on i Montague dopadną szukającego Krukonów to oznacza, że Felicity jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
- Smoku?
- Nie pozwolę im tknąć żadnego Krukona, a tym bardziej ich szukającego!
Kiedy wychodził przez kamienne przejście zderzył się z Harperem, który wylądował na Montague. Młodszy wyplątał się szybko ze swoich szat i stanął prosto przed Malfoyem.
- Gdzie byliście?
- Zasiedzieliśmy się w bibliotece.
- O, to ty Montague w ogóle potrafisz biegle czytać?
- Stul pysk, Malfoy.
- Chciałbyś.
- Zajęliśmy się Krukoneczką - przerwał im tę przemiłą wymianę zdań Harper i wyminął blondyna, aby zająć miejsce na fotelu. Blaise wciąż leżał na kanapie ale dłoń zacisnął na różdżce, którą ukrytą miał do tej pory w rękawie szaty. Obserwował w milczeniu całe zajście choć jeśli sytuacja rozwinęłaby się na niekorzyść Draco był gotowy zainterweniować. Spokój ciemnoskórego czarodzieja był dla co poniektórych co najmniej niepokojący.
- Co masz przez to na myśli? - Montague rzucił na podłogę szatę w barwach Ravenclaw z przypiętą w tym samym miejscu co u każdego z innych prefektów odznaką. - Przecież ona jest jeszcze dzieckiem!
- No to Montague zrobił z niej stuprocentową kobietę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam nadzieję, że się podobało. Krytyka, miłe słowa, złe słowa - każda opinia jest ważna ヾ(@°▽°@)ノ