tag:blogger.com,1999:blog-87989841671611097872024-03-13T08:23:50.575-07:00Nothing will be bigger than us ☆ HPNADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.comBlogger11125tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-44749139567887271162016-01-17T10:04:00.001-08:002016-01-17T10:04:22.578-08:00011. I saw the flames burn out in your eyesFelicity opierała się o drewniany filar, trzymając ręce skrzyżowane pod piersiami i obserwując uważnie Hermionę, która od kilkunastu minut rozglądała się po sklepie. Wszyscy rozmawiali o balu, dziewczyny z entuzjazmem szukały przebrań i oglądały pięknie zdobione maski. Ceny niektórych z nich sięgały kilkuset galeonów i wysadzane były rubinami, diamentami i innym drogimi kamieniami. Wybór był ogromny, na szczęście również wśród tańszych modeli. Chłopcy nie podchodzili do tego z taką radością i wybierali najprostsze stroje, chcieli mieć to szybko z głowy. Gryfonka bardzo chciała poprawić przyjaciółce jakoś humor, dlatego wyciągnęła ją na te zakupy. Planowała też coś jeszcze. Wysłała rano Malfoyowi liścik, w którym przekazała mu miejsce i godzinę spotkania. O szesnastej miała zamiar zaprosić Felicity na piwo kremowe do niedawno otwartej w wiosce knajpki. Piętnaście minut później miał pojawić się Ślizgon, a ona chciała chwilę wcześniej wymknąć się do toalety i obserwować ich spotkanie. O ile chłopak miał w swoich planach wyjście do Hogsmeade.<br />
- Spójrz jaka śliczna, idealnie do ciebie pasuje! - Hermiona podeszła do niej z wieszakiem, na którym wisiała bardzo fikuśna sukienka.<br />
- O ile chcę wyglądać, jakbym się urwała z cyrku.<br />
- Przecież to świetny motyw przebrania! - Szatynka popchnęła ją w kierunku przymierzalni. - Nie marudź, chcę ją na tobie zobaczyć. Raz, dwa! - Felicity z rezygnacją wymalowaną na twarzy wzięła od niej sukienkę i mamrocząc coś pod nosem poszła się przebrać. Gryfonka w tym czasie postanowiła znaleźć pasujące do stroju buty i dodatki. Miała pewną wizję w głowie i coraz bardziej jej się to wszystko podobało. Zaczęła się poważnie zastanawiać nad kupieniem czegoś także dla siebie. - Już?<br />
- Wyglądam, jakbym naprawdę uciekła z cyrku.<br />
- Załóż jeszcze te buty. - Wsunęła przez szparę pod drzwiami parę czarnych butów na obcasie i czekała aż Farnese będzie gotowa. - Pospiesz się, chcę cię zobaczyć... - Skrzypnięcie zawiasów sprawiło, że od razu spojrzała w stronę przymierzalni. I na chwilę odebrało jej mowę.<br />
- Mówiłam, istny cyrk - jęknęła blondynka nie chcąc nawet spoglądać na swoje odbicie w ogromnym lustrze. Nie miała już w ogóle ochoty iść na ten cały bal, a te zakupy szybko zaczęły ją męczyć. Dała się na dodatek namówić do założenia tej śmiesznej sukienki.<br />
- Wyglądasz... fantastycznie. Naprawdę! - Nie pozwoliła jej wrócić do przymierzalni i pociągnęła ją do zwierciadła. - Potrzebujemy jeszcze kilku dodatków i będzie idealnie. Spójrz na siebie wreszcie.<br />
Felicity westchnęła ciężko ale otworzyła oczy i spojrzała na swoje odbicie. Faktycznie, nie prezentowało się to wszystko najgorzej, ale jednak nie czuła się do końca swobodnie. Góra sukienki była prosta, bez żadnych ramiączek, z błyszczącego materiału. Nie miała pojęcia jakim cudem sukienka tak dobrze się na niej trzymała pomimo tego, że odkrywała sporą część pleców. Jednak to dół sukienki był powodem jej wątpliwości. Czarny materiał z przodu sięgał mniej więcej do połowy jej ud. Tył natomiast był bogato podszyty srebrnym i czarnym tiulem. Buty, które przyniosła Hermiona były bardzo ładne i pasowałyby nie tylko do tego stroju.<br />
- Masz rację, najgorzej nie jest. Ale nie czuję się zbyt dobrze. - Odgarnęła sobie włosy z karku, kiedy Gryfonka zapinała jej na szyi aksamitną wstążkę z przypiętym do niej pentagramem.<br />
- Odpowiedni makijaż i fryzura, pasują maska i jesteś gotowa na bal.<br />
- A co z tobą? Musimy poszukać czegoś dla ciebie. - Wydawało się, że Felicity nieco się rozchmurzyła.<br />
- Jeszcze nie wiem, czy w ogóle pójdę. Wciąż nie dostałam odpowiedzi od Wiktora.<br />
- Później już nie będzie czasu, musimy ci znaleźć coś dzisiaj. Chcesz zostać księżniczką? - parsknęła cicho śmiechem wskazując na długą do ziemi błękitną sukienkę z ozdobnym gorsetem i długimi rękawami.<br />
- Mogłoby być zabawnie, ale już chyba z tego wyrosłam. Chciałam coś prostego, klasycznego.<br />
- Dla siebie to coś prostego, a mi kazałaś założyć tę kieckę? Nie ma mowy!NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-84658996416538560032016-01-16T15:17:00.000-08:002016-01-16T15:17:02.154-08:00010. I feel so lost, but what can I doMontague został wyrzucony ze szkoły, a Harpera zawieszono w prawach ucznia na ponad trzy tygodnie, czekał go też dwumiesięczny szlaban. Abigail wróciła na zajęcia w czwartek. Na jej rękach wciąż widniały ślady po magicznie wyczarowanych więzach, ale pani Pomfrey obiecała, że za kilka dni powinny już zupełnie zniknąć.<br />
- Dobrze, że to zniknie do balu - westchnęła cicho Felicity, naciągając na dłonie rękawy szarego swetra. Siedziały tym razem przy stole Krukonów bo Hermiona pokłóciła się z Ronaldem tuż przed śniadaniem i nie zamierzała jeść w jego towarzystwie. Nawet jeśli siedzieli daleko od siebie.<br />
- I tak wszystkich byś olśniła.<br />
- Dzięki...<br />
- Nie mogę patrzeć jak jesteś taka przygaszona, za niedługo Noc Duchów, rozchmurz się...<br />
- Nie wiem czy w ogóle pójdę na ten bal - mruknęła blondynka wstając od stołu. Nawet nie tknęła swojej porcji śniadania. - Zobaczymy się na kolacji, podczas obiadu muszę nadrobić zaległości.<br />
- Mogę ci pomóc z zadaniami...<br />
- Nie trzeba, jakoś sobie poradzę - posłała Gryfonce sztuczny uśmiech i wyszła pospiesznie z Wielkiej Sali. Hermiona westchnęła tylko ciężko nie mając pojęcia co się ostatnio dzieje z ludźmi w tym zamku. Ron ciągle czepia się o Kruma, Harry ma te swoje teorie spiskowe, Ginny ma zamiar uwieść Zabiniego, Felicity zupełnie się zmieniła, Malfoy zaczął z nią po ludzku rozmawiać... Właśnie, Malfoy. Musiała sobie uciąć małą pogawędkę z tą tchórzliwą fretką. Idealnie się składało bo zaraz mieli razem zajęcia.<br />
<br />
- Malfoy... - syknęła cicho, gdy wychodzili z klasy po dwugodzinnej lekcji eliksirów. - Musimy pogadać. I nie guzdraj się tak...! - Wymijając go niby przypadkiem trąciła go ramieniem, wsuwając mu do kieszeni szaty poskładaną karteczkę. Bez oglądania się na nikogo wyszła z lochów i skierowała się od razu pod klasę, gdzie miała następną lekcję. Miała nadzieję, że Ślizgon sprawdzi zawartość swojej kieszeni zanim ona przegapi posiłek czekając na niego. Zawsze uważała na Numerologii ale dzisiaj była myślami zupełnie gdzie indziej. Jeśli jej pomysł miał się udać musiała wszystko dokładnie przemyśleć i zaplanować każdy krok. Zajęcia minęły jej niezwykle szybko i kiedy dzwonek oznajmił przerwę obiadową od razu zerwała się z krzesła, upchnęła wszystko byle jak do torby i szybkim krokiem wyszła z klasy. Niektórzy patrzyli na nią podejrzliwie, inni pukali się w skroń. Bo zamiast na obiad poszła do biblioteki. Kiedy przemykała między wysokimi regałami nie była już nawet pewna czy Malfoy w lochach zwrócił na nią jakąkolwiek uwagę.<br />
- Nie skradaj się tak, Granger - szepnął jej do ucha Draco, a ona aż pisnęła ze strachu.<br />
- Nie podchodzi się tak znienacka do ludzi! Zwariowałeś?<br />
- Może. - Wsunął dłonie do kieszeni spodni i oparł się ramieniem o regał. - O czym chciałaś porozmawiać? Mam nadzieję, że to coś ważnego bo naprawdę wolałbym teraz jeść obiad.<br />
- Najpierw mi powiedz co robiłeś przez pół godziny w Skrzydle Szpitalnym, kiedy to NIE rozmawiałeś z Felicity, choć miałeś świetną okazję.<br />
- Nie byłem w stanie z nią rozmawiać, okej? A teraz mów po co mnie tu ściągnęłaś.<br />
- Naprawdę tchórzofretka z ciebie. Uratowałeś jej życie i bałeś się z nią pogadać? Może to dobrze, że jeszcze nic jej o tobie nie powiedziałam... Całowanie też ja wam mam zaaranżować? Bo ty stchórzyłeś przed rozmową z dziewczyną, która cię bardzo lubi, a po czymś takim to już chyba nie miałbyś żadnego problemu, żeby się z nią umówić. - Zauważyła na jego policzkach blade rumieńce wstydu i złości. Chyba nie bardzo mu się spodobało to co o nim powiedziała, ale w tym momencie w ogóle jej to nie obchodziło. - Nie wiem po co w ogóle ci to wszystko mówię. I tak twierdzę, że na nią w ogóle nie zasługujesz...<br />
- Nie przeginaj, Granger. Nie chcesz znowu mieć we mnie śmiertelnego wroga.<br />
- Nie strasz już tak. Minęło pięć lat i wciąż mam się całkiem dobrze. - Spojrzała na niego, krzyżując ręce pod piersiami. - Sprawa wygląda następująco. Jesteś strasznym tchórzem i pomogę ci tylko ze względu na Felicity. Moja cierpliwość ma jednak swoje granice, zapamiętaj to sobie.<br />
- Fantastycznie. Więc utniesz sobie z nią pogawędkę na mój temat?<br />
- Nie. - Hermiona uśmiechnęła się promiennie, choć w jej oczach zobaczył dobrze mu znaną przebiegłość.<br />
- Czego chcesz w zamian?<br />
- Niczego. - Wpatrywał się w nią przez chwilę w osłupieniu po czym dał jej znać ruchem dłoni, aby kontynuowała. Jak na razie niewiele rozumiał. - Będziesz się musiał postarać. I wykonywać moje polecenia.<br />
- Nie będę wykonywał poleceń... szlamy!<br />
- Pamiętaj, że równie dobrze mogę przedstawić cię w takim świetlne, że Felicity nawet na ciebie nie spojrzy, choćbyś na kolanach do niej przyszedł. Więc schowaj tę różdżkę, Malfoy. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.<br />
- Prędzej tobie - mruknął cicho pod nosem chowając różdżkę w tylnej kieszeni spodni.<br />
- Mówiłeś coś?<br />
- Nie - warknął spoglądając na nią. - Jaki jest ten twój plan?<br />
- Bardzo prosty, nie martw się. Dopilnuję, żeby znalazła się w konkretnym miejscu o konkretnej godzinie podczas sobotniego wyjścia do Hogsmeade. Ty tylko musisz się tam wtedy pojawić. Nie spieprz tego, więcej ci nie pomogę.NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-54548748796438637082016-01-15T05:05:00.000-08:002016-01-15T09:02:36.506-08:00009. Pierce her skin and make her fall in love with me - Teraz... - wydyszał nie opuszczając różdżki - ty tego pożałujesz.<br />
- Przekonamy się jeszcze!<br />
- Możesz sobie być waleczna i szczekać tak dalej ale nas jest dwóch - warknął Harper celując w nią różdżką i uśmiechając się paskudnie, jak na wychowanka Domu Węża przystało.<br />
- I co taki kretyn jak ty może mi zrobić? <br />
- Pamiętaj, skarbie, że to my mamy różdżki, nie ty. Więc lepiej bądź już grzeczna bo zrobię się dużo bardziej nieprzyjemny niż Harper. A tego przecież nie chcemy, prawda? - Dziewczyna obserwowała uważnie piątoklasistę, który zbliżał się do niej powoli wciąż z tym okropnym uśmiechem. Graham stał jej na drodze i gdyby chciała umknąć przed jakimś zaklęciem między ławki wpadłaby prosto na niego. Cóż, umiała liczyć i oceniła swoje szanse na bliskie zeru. - Więc skończmy te przekomarzanki i zacznijmy to, po co tu przyszliśmy.<br />
- Widzisz, Farnese? Jest dużo łatwiej i przyjemniej kiedy nie zgrywasz dzielnego Gryfona.<br />
- Chciałbyś - syknęła, kiedy chłopak był naprawdę blisko, a ona za plecami czuła już zimną powierzchnię kamiennej ściany. Wzdrygnęła się, gdy Harper dotknął wierzchem palców jej policzka. Oddychała już nieco szybciej i kiedy Ślizgon to dostrzegł, zaśmiał się okropnie.<br />
- Tak lepiej, ślicznotko. Wreszcie się boisz. - Dziewczyna spuściła wzrok czując jak chłopak końcem różdżki podsuwa jej spódniczkę do góry. To było już dla niej zdecydowanie za wiele i w którymś momencie nadepnęła Harperowi z całej siły na stopę i wyrwała mu z dłoni różdżkę. Montague może i był typem przygłupiego osiłka ale refleks miał całkiem dobry i musiała naprawdę uważać, kiedy próbowała się jednocześnie skupić na rzucaniu zaklęć i unikaniu Ślizgonów, którzy byli już naprawdę wściekli.<br />
- Użyj różdżki, kretynie!<br />
- Crucio! - Harper był w takim samym szoku, w jakim była Felicity w momencie, w którym zaklęcie zwaliło ją z nóg i uderzyła plecami o ścianę. W palcach obtartej dłoni wciąż ściskała różdżkę i z trudem podnosiła się z podłogi. Graham ponownie wycelował w nią różdżką ale Harper ruchem dłoni kazał mu zaczekać.<br />
- Dalej będziesz taka odważna? - Piątoklasista kucnął przy niej i odgarnął jasne włosy z jej twarzy. Dziewczynie ciekła krew z nosa i była dużo bledsza niż normalnie.<br />
- Jesteście popierdoleni! - Otarła usta z krwi wierzchem dłoni i magicznie odrzuciła go od siebie. Montague nie udało się uniknąć zaklęcia rozbrajającego i różdżka wyleciała mu z ręki, ale Harper złapał ją w powietrzu chwytem godnym dobrego szukającego.<br />
- Dużo zyskuję przy bliższym poznaniu, ale ty chyba tego nie doczekasz - mruknął i błyskawicznie ją rozbroił chcąc odzyskać swoją różdżkę. Graham opierał się o ławkę oddychając ciężko i spoglądając czasami z nienawiścią na dziewczynę. - Montague, żyjesz?<br />
- Pożałuje tego - warknął siódmoklasista prostując się i robiąc chwiejny krok w jej stronę. Harper podał mu różdżkę, ale ten wyminął go idąc powoli w stronę Krukonki. - Rozprawię się z nią gołymi rękami.<br />
Felicity przywarła plecami do ściany kiedy Ślizgon do niej podchodził. Wiedziała, że nie ma żadnych szans w konfrontacji z nim jeden na jeden, na dodatek bez różdżki i zwłaszcza po tym, w jakim stanie zostawił ją Cruciatus. Montague nie należał do najinteligentniejszych ale budowę miał typową dla pałkarza i przebiegłość prawdziwego Ślizgona, szczególnie, kiedy jego ofiara nie miała dokąd uciec. Nie była w stanie długo się z nim szarpać i po chwili zostało jej już tylko płakanie z bezsilności. Chłopak był wulgarny i nie mogła znieść dotyku jego zimnych szorstkich dłoni na swojej skórze. Próbowała go powstrzymać ale Graham nic sobie nie robiąc z jej okładania go pięściami po torsie i ramionach złapał bez problemu oba jej nadgarstki w jedną dłoń i przycisnął jej ręce nad głową do ściany. Wiedziała, że gdyby poprosiła Harper na pewno by to wszystko powstrzymał. Nie mógłby być aż tak okrutny. Czując jak Ślizgon wsuwa dłoń w jej majtki nie pozostało jej nic innego jak z całej siły kopnąć go między nogi. Montague szybko ją puścił i osunął się na podłogę stękając i klnąc z bólu. Dyszała ciężko spoglądając na zwijającego się z bólu chłopaka. Ostatnie co zapamiętała to okropny ból wywołany Zaklęciem Niewybaczalnym i mocny cios w twarz po którym nastąpiła zupełna ciemność i cisza.NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-52757475351990854622016-01-14T07:11:00.000-08:002016-01-16T13:32:47.535-08:00008. I shiver each time that you sayKiedy drugoklasistka wręczyła mu podczas śniadania notatkę od wicedyrektorki bez namysłu zerwał się z ławki i wybiegł z Wielkiej Sali ignorując komentarze i śmiechy. Zdyszany dopadł do drzwi Skrzydła Szpitalnego i łapiąc głęboki oddech wszedł do środka.<br />
- Dobrze się pan czuje, panie Malfoy? - zapytała nauczycielka spoglądając na niego znad prostokątnych okularów. Kiedy pokiwał twierdząco głową bo wciąż nie był w stanie zdobyć się na powiedzenie czegoś McGonagall wróciła do rozmowy z pielęgniarką. Blondyn oparł się o ramę najbliższego łóżka czując, jak jego serce powoli wraca do normalnego rytmu. Felicity pewnie leżała na łóżku, które było dokładnie zasłonięte parawanami. Nie miał pojęcia dlaczego go tutaj wezwano ale chyba czekał już na wyjaśnienia wystarczająco długo.<br />
- Pani profesor...? Chciałbym wiedzieć, dlaczego mnie tu wezwano.<br />
- Panna Farnese obudziła się pół godziny temu. Pomyślałam, że chciałbyś o tym wiedzieć. - Uśmiechnęła się do niego ciepło i położyła mu dłoń na ramieniu kiedy przechodziła obok niego. - Myślę, że zważywszy na okoliczności pani Pomfrey pozwoli ci tutaj posiedzieć przed porannymi odwiedzinami. - Wychodząc zamknęła za sobą drzwi, a on na drżących nogach podszedł do parawanu. Za chwilę będzie mógł zapytać co dokładnie się stało i co zrobił jej ten dupek Harper i Montague.<br />
<br />
Kiedy wychodził ze Skrzydła Szpitalnego natknął się na zdyszaną Granger ściskającą w dłoni taką samą karteczkę jak on otrzymał podczas śniadania.<br />
- Jak ona się czuje?<br />
- Obudziła się godzinę temu, wejdź i sama zapytaj.<br />
- Kiedy się dowiedziałeś?<br />
- Oderwano mnie od śniadania.<br />
- Och, to dlatego... Byłam w bibliotece, żeby coś sprawdzić przed porannymi eliksirami. - Dziewczyna zarumieniła się nieznacznie, przerywając swój monolog. - Ale ciebie to pewnie nie interesuje, Malfoy. Mam nadzieję, że już nie potrzebujesz mojej pomocy i nie będziesz zakłócał mojego wolnego czasu.<br />
- Masz rację, Granger, nie interesuje mnie co robiłaś zamiast jak normalny uczeń jeść śniadanie. Więc, proszę, przestań już trajkotać i idź do niej, bo po to tu przyszłaś. - Otworzył przed nią drzwi i gestem zaprosił ją do środka. Gryfonka chwilę się wahała ale ostatecznie zacisnęła usta w cienką linię i przeszła obok niego nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Chyba odrobinę za mocno zamknął za nią drzwi bo w pomieszczeniu rozległ się rozzłoszczony głos pielęgniarki. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i pomaszerował do lochów na eliksiry, myślami jednak uciekając w całkiem niedaleką przyszłość. Miał na ten wieczór sporo zaplanowane. Hermiona próbowała w tym czasie wyjaśnić pani Pomfrey, że to nie ona trzasnęła drzwiami i że ma pozwolenie od wicedyrektorki, żeby odwiedzić Krukonkę. Kobieta była surowa i uparta ale zrobiło jej się szkoda Gryfonki, gdy dostrzegła cienie pod jej oczami i zaczerwienione oczy.<br />
- Zaparzę wam herbaty.<br />
Szatynka uśmiechnęła się do niej ciepło i poczekała aż kobieta zniknie w swoim gabinecie. Drżącymi dłońmi odsuwała parawan, w końcu nie wiedziała w jakim stanie jest jej przyjaciółka.<br />
- Hermiona? Myślałam, że to znowu McGonagall chce mnie o to wszystko wypytywać.<br />
- Nie strasz mnie tak więcej, proszę! - Nie mogła się powstrzymywać i mocno przytuliła dziewczynę, która tylko cicho stęknęła. - Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się martwiłam! Szczególnie po tych wszystkich plotkach, które słyszałam.<br />
- Jakich plotkach? - Felicity odsunęła od siebie delikatnie przyjaciółkę, której oczy były mokre od łez. Hermiona szybko otarła policzki rękawami i spojrzała na Krukonkę.<br />
- Słyszałam... - urwała zagryzając nieświadomie dolną wargę. Nie była pewna czy powinna powtarzać jej wszystkie historie, jakie rozpowiadali uczniowie. Z drugiej strony to byłoby bardzo nieprzyjemne dla Felicity, gdyby później wszyscy o niej szeptali po kątach, a ona nie miałaby pojęcia o co im chodzi. - Słyszałam, że któryś Ślizgon mówił, że... Mam nadzieję, że to tylko plotka...<br />
- Wolę to usłyszeć od ciebie.<br />
- Harperowi wymsknęło się raz, że Montague... - Odetchnęła głęboko, odwracając od niej spojrzenie. - Harper twierdzi, że Montague cię zgwałcił. - Hermiona bawiła się brzegiem swojej spódnicy czując, że policzki palą ją ze wstydu. Jeśli to wszystko co mówił o tamtej nocy Harper okaże się prawdą...<br />
- Dobry żart - jęknęła Felicity nie powstrzymując już dłużej śmiechu. Po jej policzkach spłynęło kilka łez, gdy zacisnęła zęby na brzegu kołdry, aby nie ściągnąć im niepotrzebnie pielęgniarki na głowę. Gryfonka patrzyła na nią w niemałym osłupieniu.<br />
- Ale to nie jest żart. Harper przyniósł do salonu Ślizgonów twoją szatę i dosyć szczegółowo niektórym opowiadał co się działo - mówiąc to skrzywiła się nieznacznie. Dotarły do niej pewne fragmenty z jego relacji ale nawet po kilku dniach wciąż budziło to w niej wstręt.<br />
- A wspominał, że ja sama zdjęłam z siebie szatę? Czy raczej przypisał tę zasługę sobie albo co gorsza temu półgłówkowi z siódmej klasy? - Hermiona spojrzała na nią nieco zdziwiona.<br />
- Słyszałam jak się chwalił, że zdarł z ciebie szatę chwilę przed...<br />
- Czyli tak to było według niego? - Krukonka pokręciła głową z niedowierzaniem. - Że niby tak bez problemu zdarł ze mnie szatę po czym jego tępy przyjaciel mnie... zgwałcił. - Nawet jej to słowo z trudem przechodziło przez gardło, choć było to dla niej tylko słowo.<br />
- Mówił, że byłaś zupełnie bezbronna...<br />
- Może jeszcze błagałam go, żeby tego nie robił?<br />
- Mniej więcej. A jak było naprawdę? Bo jego wersja jest chyba mocno naciągana. - Uśmiechnęła się do piątoklasistki i usiadła na krześle obok jej łóżka. Słyszała, że pielęgniarka idzie do nich z wcześniej obiecaną herbatą. Po chwili piły już gorący napój z dużych kubków.<br />
- Owszem, nie miałam różdżki... Ale to nie znaczy, że bez niej jestem zupełnie bezbronna. No ale końcem końców wylądowałam pod Wierzbą Bijącą. NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-72566383937171757362016-01-12T10:10:00.000-08:002016-01-13T10:08:49.756-08:00007. Cause I swear I'll make you bleedPodniósł szatę z podłogi i powoli otrzepał z kurzu. Robił to bardzo dokładnie i spokojnie co momentami wzbudzało w Harperze coś na kształt lęku.<br />
- Co z nią zrobiliście?<br />
- Nie martw się, na pewno nie zagra w następnym meczu. Może już nawet w żadnym.<br />
- Powtórzę pytanie bo chyba jesteś odrobinę opóźniony. Gdzie jest szukająca Krukonów?<br />
- Wierzba Bijąca pewnie się z nią właśnie rozprawia.<br />
- Zostawiliście ją w pobliżu tego popierdolonego drzewa na skraju Zakazanego Lasu?!<br />
Blaise nie spodziewał się, że Draco tak szybko przestanie się hamować. Zwykle wyprowadzenie go z równowagi trwało znacznie dłużej i nawet Potter go jeszcze w tym stanie nie widział, a on akurat miał niebywały talent do działania ludziom na nerwy. Nawet nie drgnął kiedy Draco jak burza przebiegł przez kamienne przejście, ale kiedy Montague zrobił zaledwie krok w kierunku magicznej ściany miotnął w niego zaklęciem oszałamiającym. Chłopak zwalił się na podłogę i znieruchomiał, a przerażony Harper zerwał się z fotela.<br />
- Radzę ci sobie wygodnie usiąść bo mam zamiar z tobą poczekać aż Draco wróci.<br />
<br />
Nie przejmował się tym, że po wyjściu z zamku bardzo szybko przemokły mu adidasy, a szata zrobiła się ciężka od wody i błota. Wielogodzinne treningi Quidditcha i dodatkowe zajęcia podczas wakacji poprawiły mu sylwetkę, a wytrzymałości nabierał biegając w każdych warunkach. Wiele razy widział jak Felicity przygotowywała się do meczy. Często zdarzało się, że biegł po jej śladach na śniegu albo był kilka metrów za nią, gdy trenowali w strugach deszczu. Jeśli ten głupi krzak jeszcze jej nie zabił to były małe szanse, że dziewczyna umrze z powodu warunków pogodowych. Nie chciał nawet myśleć w jakim stanie zostawił ją tam Montague i Harper, a tym bardziej nie chciał sobie wyobrażać co zrobiła z nią Wierzba Bijąca jeśli tamci ją jakoś rozdrażnili, gdy uciekali do zamku. Wyciągnął różdżkę, aby oświetlić sobie drogę i rozejrzeć się, gdzie dokładnie jest. Gdyby nie to, że drzewo w magiczny sposób znieruchomiało pewnie by oberwał którąś gałęzią.<br />
- Kurwa - wydyszał ciężko odczuwając jednak ogromną ulgę, że Wierzba nie zmiotła go z powierzchni ziemi przez jego własną głupotę. Powinien częściej sprawdzać drogę przed sobą, a nie biegać na oślep. Kiedy złapał oddech wzmocnił zaklęcie, aby szybciej odnaleźć dziewczynę. Felicity leżała nieprzytomna na trawie, a przy jej ciele leżały rozcięte sznury, którymi pewnie skrępował ją ten bydlak. Dotknął wierzchem dłoni jej bladego policzka po czym przerażony chłodem jej skóry szybko zaczął szukać pulsu na nadgarstku dziewczyny.<br />
<br />
Następnego dnia jej starszego brata wywołano podczas śniadania do pokoju nauczycielskiego. Nikt nie widział ani jego, ani Felicity podczas niedzielnych posiłków, a w poniedziałek tylko on pojawił się na zajęciach. Nauczyciele milczeli na ten temat jak zaklęci, a Patrick reagował zaciśnięciem zębów na każdą wzmiankę o siostrze. Lucasowi nie powiedziano nic więcej jak tylko to, że Felicity jest chora i leży w Skrzydle Szpitalnym. We wtorek pojawiło się już sporo różnych wersji wydarzeń, tym bardziej, że zauważono także brak dwóch Ślizgonów na zajęciach. Montague i Harper zostali zawieszeni, a dyrekcja zastanawiała się jakie podjąć dalej kroki w tej sprawie.<br />
<br />
- Jak się trzymasz? - rzucił na powitanie Diabeł, kiedy jak zawsze rozwalił się na kanapie przed kominkiem.<br />
- Nie podoba mi się, że robią z tego taki sekret. Na dodatek Harper i Montague działają mi na nerwy swoją obecnością. Po tym co zrobili powinni ich wywalić, a nie zawiesić. Od trzech dni zastanawiają się co z nimi zrobić! - Obracał w palcach różdżkę od kilku minut wpatrując się w Ślizgonów, o których mówił. - Jak Montague ma takie ciśnienie to mu mogę trochę krwi upuścić...<br />
- Smoku, jeszcze nie wiemy co się dokładnie stało, ta Krukonka wciąż się nie obudziła. Odpuść.<br />
- Za samo doprowadzenie jej do tego stanu powinienem go uszkodzić - warknął blondyn niechętnie odrywając przeszywające spojrzenie od twarzy Harpera, który siedział w kącie salonu z nogami na niskim stoliku i zadowolonym uśmiechem na ustach. Dyskutował o czymś zawzięcie z jakimś innym piątoklasistą. - Jeśli to co wtedy powiedział okaże się prawdą to długo nie będzie się tak cieszył. Niech sobie nawet ma te swoje znajomości w Ministerstwie...<br />
- Ale zadarł z niewłaściwą osobą - przerwał mu Patrick zganiając jakiegoś ucznia z fotela. Po chwili rozsiadł się wygodnie i nie odrywając spojrzenia od młodego Malfoya splótł palce obu dłoni na wysokości swojej klatki piersiowej. Zapewne i sam Salazar pozazdrościłby mu tak ślizgońskiego uśmiechu.<br />
- Z ust mi to wyjąłeś.NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-13890214957075787012016-01-11T11:47:00.000-08:002016-01-12T03:59:30.308-08:00006. Bring my lover to her kneesMogły się odrobinę zasiedzieć bo kiedy przemykały się ciemnymi korytarzami było już po dwudziestej drugiej i od dawna powinny być w swoich salonach. W tamtym momencie bardzo je to bawiło i postanowiły pójść troszeczkę naokoło, aby spędzić ze sobą chociaż kilka minut więcej. W którymś miejscu jednak musiały się rozstać i Gryfonki wróciły na siódme piętro, a Felicity skierowała się do zachodniej wieży. Otuliła się bardziej szatą i przyspieszyła odrobinę, noce w murach zamku robiły się coraz chłodniejsze. Mimo to była niesamowicie szczęśliwa. Pomimo nawału nauki udało im się znaleźć czas na spotkanie w babskim gronie. Uśmiechnęła się na wspomnienie mugolskich żarcików, które opowiadała im Hermiona. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków na schodach. Rozejrzała się dookoła i szarpnęła za klamkę najbliższych drzwi. Jak na złość były zamknięte. Nie chciała dać się przyłapać, tym bardziej bez różdżki. Dopiero czwarte z kolei drzwi okazały się otwarte i niemal w ostatnim momencie wślizgnęła się po cicho do środka. Odetchnęła z ulgą i otrzepała z kurzu szatę, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek miała tutaj zajęcia, żeby w ogóle ktokolwiek miał tutaj lekcje. Ale teraz była wdzięczna, że klasa była pomimo to otwarta i mogła się tutaj ukryć. Jej szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Po chwili usłyszała dźwięk przekręcanej klamki i zdała sobie sprawę, że już nie ma dokąd uciekać.<br />
- Proszę, proszę. - Na pewno nie był to głos żadnego nauczyciela. Otworzyła oczy i natrafiła na spojrzenie tego okropnego Ślizgona ze swojego roku. - Kogo my tu mamy?<br />
- Harper? - Zmarszczyła nieznacznie brwi, wpatrując się w niego uważnie. - Nie wolno wam się tu kręcić o tej porze.<br />
- A tobie niby wolno? - mruknął Montague, opierając się ramieniem o framugę drzwi. Dziewczyna spojrzała mu wyzywająco w oczy, odgarniając długie włosy na plecy i wskazując na plakietkę na swojej szacie.<br />
- Jestem prefektem, mam pewne prawa.<br />
- Masz prawo się zamknąć, Farnese, jeśli nie chcesz pogarszać swojej i tak kiepskiej sytuacji - warknął Harper wyciągając różdżkę z kieszeni. - Jesteś bezbronna, a ja od dawna marzyłem o takiej sytuacji. - Starszy chłopak zamknął drzwi i zbliżył się do niej na odległość zaledwie kilku kroków, a ona odruchowo cofnęła się niemal pod samą ścianę. - Bo widzisz, bardzo nas martwi to, jak dobrze latasz na miotle. Pomyśleliśmy z kolegą, że coś poradzimy na te nasze zmartwienia. A tu akurat mamy taką dziwną sytuację, że trafiamy na ciebie, kiedy jesteś zupełnie sama. Żal byłoby nie skorzystać, prawda?<br />
- O to wam chodzi? Za coś takiego na bank wylecicie ze szkoły!<br />
Montague złapał za szatę na karku drobnej dziewczyny i bez problemu podniósł ją do góry, kiedy Harper podchodził do niej celując różdżką w poszczególne partie jej ciała.<br />
- Nie będzie żadnych świadków, ty raczej też się nikomu nie przyznasz do tego co zrobiłem, a jak Montague się tobą później zajmie to myślę, że nawet nie będziesz w stanie nikomu powiedzieć. Aczkolwiek twoją śliczną buźkę chyba oszczędzę.<br />
- Obaj tego pożałujecie, zdajesz sobie sprawę?<br />
- A niby to co ty mi możesz teraz zrobić, na dodatek bez różdżki? - Zaśmiał się głośno ale chwilę później minę miał niezbyt radosną, kiedy Krukonka oswobodziła się ze swojej szaty i płynnym ruchem podcięła mu nogi kopniakiem po czym stanęła nad nim przyciskając podeszwę buta do jego krocza. Dziewczyna zrobiła zgrabny unik kiedy siódmoklasista próbował ją złapać ale zanim zdążyła dobiec do drzwi Harper wstał i zatrzasnął zaklęciem zamek.<br />
- Teraz... - wydyszał nie opuszczając różdżki - ty tego pożałujesz.<br />
<br />
Odznaka prefekta kolejny rok lśniła na jego piersi. Mimo wszystkiego co narobił w zeszłym semestrze nie odebrano mu tego obowiązku. Cieszył się z pewnych przywilejów, jak na przykład przestronna łazienka czy możliwość spacerowania niemal gdzie chciał i kiedy chciał, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Ale patrolować szkoły nie znosił. Lubił tak czasem połazić samotnie po zamku ale kiedy wiedział, że musi to robić jakoś nie było to już takie przyjemne. Nigdy nie działo się nic specjalnego i ten patrol też właśnie tak się zapowiadał. Punkt dwudziesta trzecia miał zamiar być w salonie Ślizgonów, jak zawsze. Kiedy był na drugim piętrze usłyszał jakiś hałas ale nie zakłóciło to jego spokoju. Szkolny poltergeist często rozrabiał w nocy i nauczył się nie zwracać na takie rzeczy specjalnej uwagi. Zmierzał już w stronę Wielkiej Sali, a stamtąd prosto do lochów i łóżka. Kiedy mijał wrota zamku, teraz zamknięte, usłyszał chichot Irytka dobiegający z korytarza prowadzącego do kuchni. Za dziesięć minut kończył patrol i miał zamiar spędzić ten czas pod wejściem do salonu Slytherinu. Gdyby ktoś pytał - właśnie sprawdzał jakieś hałasy w lochach bo wydawało mu się, że to mogą być uczniowie. Kiedy gapił się w zielonkawe lampy zawieszone na ścianach przypomniał sobie o tym dziwnym hałasie, którego nie sprawdził. Kiedy zegary w Hogwarcie wybiły równą godzinę rozsiadał się na fotelu przed kominkiem.<br />
- Kiedy porządny trening, Smoku? - Blaise nawet się z nim nie przywitał, jak zawsze wykładał kawę na ławę bardzo szybko. Zgonił kilku młodszych uczniów z kanapy i sam rozwalił się na całej jej długości, wpatrując się uważnie w przyjaciela. - W tym roku musimy być najlepsi! Chyba nie chcesz znowu przegrać z tą Krukonką?<br />
- Nie martw się, Diable. W tym roku będziemy lepsi.<br />
- Harper proponował, żeby wyeliminować szukających z innych drużyn. Nie lubię tego małego gnojka.<br />
- Gdzie on właściwie jest?<br />
- Montague go gdzieś wyciągnął ponad godzinę temu, a co?<br />
<br />
Zerwał się gwałtownie z fotela przerażony własnymi wyobrażeniami. Może ten hałas, który zignorował był związany z Harperem, któremu udało się dopaść na przykład Pottera, czego nie miałby mu jakoś specjalnie za złe, ale nie chciał mieć na sumieniu jakiegoś Puchona czy Krukona. Kiedy dłużej o tym pomyślał dotarło do niego, że jeśli on i Montague dopadną szukającego Krukonów to oznacza, że Felicity jest w ogromnym niebezpieczeństwie.<br />
- Smoku?<br />
- Nie pozwolę im tknąć żadnego Krukona, a tym bardziej ich szukającego!<br />
Kiedy wychodził przez kamienne przejście zderzył się z Harperem, który wylądował na Montague. Młodszy wyplątał się szybko ze swoich szat i stanął prosto przed Malfoyem.<br />
- Gdzie byliście?<br />
- Zasiedzieliśmy się w bibliotece.<br />
- O, to ty Montague w ogóle potrafisz biegle czytać?<br />
- Stul pysk, Malfoy.<br />
- Chciałbyś.<br />
- Zajęliśmy się Krukoneczką - przerwał im tę przemiłą wymianę zdań Harper i wyminął blondyna, aby zająć miejsce na fotelu. Blaise wciąż leżał na kanapie ale dłoń zacisnął na różdżce, którą ukrytą miał do tej pory w rękawie szaty. Obserwował w milczeniu całe zajście choć jeśli sytuacja rozwinęłaby się na niekorzyść Draco był gotowy zainterweniować. Spokój ciemnoskórego czarodzieja był dla co poniektórych co najmniej niepokojący.<br />
- Co masz przez to na myśli? - Montague rzucił na podłogę szatę w barwach Ravenclaw z przypiętą w tym samym miejscu co u każdego z innych prefektów odznaką. - Przecież ona jest jeszcze dzieckiem!<br />
- No to Montague zrobił z niej stuprocentową kobietę. NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-57843279194429784892016-01-10T10:40:00.000-08:002016-01-12T03:58:16.248-08:00005. Blood, tears and gold- Nie dziwi cię to, że Dumbledore organizuje bal choć nikt nie jest w nastroju do świętowania? Może poza Śmierciożercami i pewnie Ślizgonami, bo od kilku miesięcy Voldemort sieje zniszczenie wśród mugoli - mówiąc to Hermiona ściszyła głos bo wchodziły już do Wielkiej Sali na obiad i nie chciała, aby ktoś słyszał co tak naprawdę ma o tym do powiedzenia.<br />
- Może właśnie dlatego to robi. Żeby choć na chwilę odciągnąć nasze młode umysły od tego co się dzieje. Hermiono, proszę, pozwól chociaż mi się tym chwilę pocieszyć. - Felicity uśmiechnęła się promiennie i jak zawsze zajęła miejsce obok przyjaciółki przy stole Gryfonów. - A ty mogłabyś skorzystać z okazji i zaprosić Wiktora. Wiem, że już zdążyłaś o tym pomyśleć.<br />
- Jeszcze bardziej zepsułabym moje relacje z Ronem.<br />
- A czy naprawdę uważasz, że jeszcze warto? Już na wakacjach pisałaś, że zachowywał się jak dupek, od czwartej klasy ma do ciebie jakieś pretensje o Wiktora, choć nigdy nawet nie sugerował, że chciałby z tobą być czy coś. A teraz obściskuje się z tą całą Lavender! Tak, nie lubię jej. Ale ten numer, który odstawił wczoraj to już za wiele, no wybacz. - Odstawiła trochę zbyt mocno puchar z sokiem na blat i zachlapała sobie sweter. - No szlag!<br />
- Nigdy nie widziałam cię w takim stanie, coś się stało? - Hermiona jednym machnięciem różdżki usunęła plamę ze stołu, a kolejny wysuszyła rękaw Felicity.<br />
- Jestem ostatnio trochę rozemocjonowana, wiesz jak to jest. - Jasnowłosa westchnęła ciężko, opierając łokcie na blacie i ukrywając twarz w dłoniach. - Na dodatek już wiem czemu Patrick zaczął się tak nagle mną znów interesować. Bo któryś z jego kolegów też się zaczął mną interesować. Bardziej niż do tej pory.<br />
- Czyżby Malfoy mu powiedział?<br />
- Jak to Malfoy?! - Farnese spojrzała na nią podnosząc gwałtownie głowę. Była niepokojąco blada ale po chwili zarumieniła się nieznacznie z zawstydzeniem. - O czymś nie wiem?<br />
- A o kim ty mówisz? - Hermiona była tak samo zdziwiona.<br />
- O takim chłopaku z szóstego roku, jest w Slytherinie. Samael Seabrooke. - Przeczesała palcami długie włosy i spojrzała na stół Ślizgonów. - Mieszka z matką niedaleko nas. Na wakacjach trenujemy w trójkę Quidditcha, jest naprawdę sympatyczny i lubię go. Ale w szkole nie utrzymujemy kontaktu, wiesz jacy są Ślizgoni. Jestem u nich skreślona bo najczęściej siedzę przy waszym stole, a oni was nie lubią. - Wzruszyła ramionami, przysuwając sobie półmisek z grilowanymi udkami kurczaka. - Nie mogłabym być z kimś, kto spędza ze mną dwa miesiące w roku, a przez resztę czasu nawet "cześć" mi często nie mówi. Jeszcze nie wiem, czy Patrick chce nas zeswatać czy raczej robi to z troski o młodszą siostrzyczkę - prychnęła cicho i wzięła się za jedzenie.<br />
- Często go widuję w bibliotece, wydaje się w porządku. - Hermiona wzięła przykład z przyjaciółki i nałożyła sobie na talerz może i nie soczysty pieczony boczek, ale sałatkę z tuńczykiem.<br />
- Bo jest w porządku... - jęknęła Felicity odsuwając od siebie talerz. Jakoś odeszła jej ochota na jedzenie. - Po prostu nie rozumiem mężczyzn, ani obcych, ani własnego brata.<br />
- Nie martw się, nie tylko ty. <br />
- Musimy sobie urządzić babski wieczór i podyskutować o facetach.<br />
- Dobry pomysł, powiem Ginny, że dzisiaj urządzamy małe spotkanie w Pokoju Życzeń. Ona też pewnie ma coś do powiedzenia na temat Rona. I tego przystojniaka, z którym ją ostatnio widziałam. - Obie zaśmiały się wesoło i skończyły obiad w dużo lepszych nastrojach niż rano zaczynały śniadanie.<br />
- Ale jak mamy się wieczorem spotkać to muszę lecieć. - Jasnowłosa dziarsko wstała od stołu. - Muszę pomóc pierwszorocznym w pracach domowych i zacząć wypracowanie na obronę. Snape potrafi być okropny, trzy rolki pergaminu i cztery rysunki to chyba lekka przesada. Ale po kolacji jestem do dyspozycji. - Odrzuciła na plecy długie złote loki i ruszył przez wielką salę. Hermiona zaśmiała się pod nosem, gdy kilku chłopców obejrzało się za nią, gdy przechodziła. Najwięcej uwagi chyba przyciągały jej czarne, obcisłe spodnie i pięknie pofalowane włosy.<br />
<br />
- Nie rozumiem co jest nie tak z facetami w Hogwarcie.<br />
- Dojrzewają.<br />
- Ale niektórzy poza szkołą wydają się naprawdę sympatyczni.<br />
Rozsiadły się wygodnie na poduszkach w Pokoju Życzeń, każda już z kubkiem gorącej czekolady i talerzykiem z ciastem kawowym. Dookoła było pełno poduszek i koców, a między nimi stał stolik, na którym leżały najróżniejsze smakołyki, które Ginny przyniosła z kuchni.<br />
- Mój kochany braciszek obściskuje się z Lavender na oczach wszystkich, a mnie i Hermionie urządza awantury jak piszemy listy do jakiegoś chłopaka. Hipokryta!<br />
- Zwalmy to na dojrzewanie, hormony, cokolwiek takiego, proszę, bo nie chcę wierzyć, że wszyscy faceci to tacy idioci. Jak pomyślę, że mam czekać jeszcze kilka lat, aż znajdę rozsądnego chłopaka to aż mi niedobrze. Chciałabym coś takiego przeżyć jeszcze w szkole.<br />
- Mój brat za to wreszcie zaczął zwracać na mnie uwagę w szkole ale tylko dlatego, że nasz dobry wakacyjny znajomy chce się ze mną umówić. Znajomy, który do tej pory nie zwracał na mnie uwagi przez dziesięć miesięcy w roku. A ja może i go lubię, ale wolałabym na bal pójść z kimś innym. - Felicity westchnęła ciężko i wsunęła sobie do ust sporą porcję ciasta. Było przepyszne i niczego innego się nie spodziewały skoro to Ginny zakradła się do kuchni.<br />
- Wzdychasz do Malfoya od trzeciej klasy, a on wciąż nie zwraca na ciebie uwagi. Może daj już sobie spokój i weź przykład na przykład ze mnie. Przestałam robić maślane oczy do Harry'ego i spotykam się z kimś innym. Na ciebie leci wielu chłopaków, na pewno znajdziesz kogoś bardziej wartościowego od fretki.<br />
- Ja chyba jednak zaproszę na bal Wiktora, niby widzieliśmy się na wakacjach ale to przecież wyjątkowa sytuacja więc pewnie będzie chciał przyjechać. Muszę tylko zapytać McGonagall czy mi wolno.<br />
- Nie przejmuj się Ronem, nie warto. - Rudowłosa poklepała Hermionę po ramieniu i uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki. Wydarzenia w Ministerstwie pod koniec ostatniego semestru zbliżyły je do siebie i teraz spędzały całkiem dużo czasu w trójkę. Tym bardziej odkąd Ron zrobił się taki okropny. Obie na tym ucierpiały więc po prostu przestały przebywać w jego towarzystwie dłużej niż to było konieczne.<br />
- Właśnie, a z kim ty się teraz spotykasz, Ginny?<br />
- Ważniejsze, z kim będę się spotykać. Choć wtedy Ron już naprawdę nie wytrzyma - zachichotała zupełnie jak nie ona i spojrzała na przyjaciółki z błyskiem w oczach. - Blaise Zabini.<br />
- Pieprzysz?! - Felicity szybko zasłoniła sobie usta dłońmi po czym roześmiała się. - Zabini? Dlaczego?<br />
- Po szkole rozeszła się mała plotka, że niby podobam się temu napuszonemu Ślizgonowi. Ale on stwierdził, że nie położyłby na mnie rąk bo wiecie, moja rodzina jest przyjaźnie nastawiona do mugoli, bez urazy Hermiona.<br />
- Obrałaś sobie za punkt honoru, żeby jego honoru pozbawić. Dobrze rozumiem?<br />
- Chcę mu udowodnić, że nawet jeśli jestem zdrajczynią krwi to i tak oszaleje na moim punkcie. Nie będzie mi tu żaden czystokrwisty gamoń wjeżdżał na moją kobiecość i urodę tylko dlatego, że mam inne poglądy polityczne! Nie wiem jeszcze jak to rozegram do końca, ale nie zostawię tak tego.<br />
- Mogę wykorzystać to, że Patrick tak się mną interesuje i podpytać go o Zabiniego. - Ginny spojrzała uważnie na jasnowłosą zagryzając lekko dolną wargę. Hermiona na moment uciekła myślami do innego Ślizgona, który także poniekąd był w to wszystko wplątany. Mogłaby jej teraz powiedzieć, że Malfoy też bardzo chętnie poszedłby z nią na bal, skoro ten temat często się dzisiaj przewijał. Jednak nie czuła, że to właśnie jest słuszne rozwiązanie. Doskonale wiedziała o uczuciach przyjaciółki do niego. Ale nie ufała blondynowi w tej kwestii na tyle, żeby bezmyślnie zrobić Krukonce nadzieję. Jeśli naprawdę chciał się z nią spotykać to musiał się trochę bardziej postarać.<br />
- W sumie to świetny pomysł. Wybadasz dla mnie z kobiecą subtelnością teren i będę miała później łatwiej. Nie mogę się doczekać jego miny, kiedy cały plan dobiegnie końca.<br />
- Już rozumiem dlaczego Ronald ciebie aż tak bardzo się nie czepia. Z tobą lepiej nie zadzierać.<br />
- Właśnie, Ronald - westchnęła Felicity i wszystkiego trzy jednocześnie opadły plecami na poduszki. Chwilę wpatrywały się w okrągłe lampiony zawieszone w magiczny sposób pod sufitem.<br />
- Mój braciszek zrobił w życiu mnóstwo świństw ale nie spodziewałam się, że będzie zdolny otworzyć list zaadresowany do ciebie.<br />
- Gdyby otworzył i widząc, że to nie bomba czy urok zostawił go w spokoju to bym jeszcze jakoś przeżyła. Ale zobaczył kto jest nadawcą i wziął bezczelnie przeczytał moją bardzo prywatną korespondencję. Palant!<br />
- Jeśli naprawdę zaprosisz Wiktora to Ronald się już chyba nigdy do ciebie nie odezwie. A jak się dowie, że cię do tego wszystkiego namawiałyśmy to nam za to nie da żyć. Z drugiej strony będzie miał satysfakcję jeśli na bal przyjdziesz sama. A na to chyba nie możemy pozwolić.<br />
- Masz rację. Musisz go zaprosić. Jeśli nie dostaniesz zgody McGonagall to jakoś go tu przemycimy - zaśmiała się rudowłosa, rzucając w Hermionę poduszką. Wszystkie zaczęły się śmiać i już po chwili Ginny musiała ocierać rękawami łzy z policzków. Szatynka uwielbiała to, że mimo całego zła panującego poza Hogwartem, tutaj, w jego zimnych ale bezpiecznych murach one potrafiły zachować beztroskę i młodzieńczą radość. I tylko w takich momentach mogły to tak naprawdę okazywać. Kiedy były razem nie obchodziło ich nic poza narzekaniem na chłopców, prace domowe i naukę, nauczycieli, warunki pogodowe i znów chłopców. Nie omawiały sytuacji politycznych, okropnych zajść jakie miały miejsce odkąd Lord Voldemort powrócił, starały się nie myśleć o tym, jak niepewna jest ich przyszłość. Podczas tych krótkich spotkań plotkowały tak jak dziewczyny w ich wieku, które nie musiały obawiać się potężnego czarnoksiężnika czyhającego na ich życie. W zamku były bezpieczne dopóki Dumbledore był dyrektorem i dopóki był w pobliżu nie musiały się aż tak wszystkim martwić. Nie groził im nic złego pod opieką tylu wspaniałych czarownic i czarodziejów, którzy ich nauczyli wszystkiego, co teraz wiedzą. I choć w codziennym życiu czasami każda z nich czuła się przytłoczona świadomością zła, jakie szaleje poza bezpiecznymi terenami Hogwartu, wiedziały, że mają dla siebie te momenty, w których nie muszą się tym przejmować. Właśnie do takich chwil należały ich spotkania. Wracały do łóżek w świetnych nastrojach, spokojne i szczęśliwe, że mogły sobie trochę popłakać. Były pewne, że w nadchodzącej wielkimi krokami ciemnej przyszłości częściej będą płakały z rozpaczy i bezsilności, najczęściej w samotności. Tym bardziej cieszyły ich te łzy radości.NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-69490744377112758572015-08-19T10:45:00.004-07:002016-01-12T03:56:23.755-08:00004. But you crucified my heart of goldDrżącymi dłońmi po raz kolejny rozprostowywała pomiętą już mocno kartkę, wczytując się w słowa, które znała już niemal na pamięć. List od Wiktora. Przepraszał ją za problemy, jakie jej sprawiał utrzymując z nią kontakt. Pięknie pisał o uczuciach, jakimi ją darzy. Musiała przyznać, że pomimo wielu błędów jakie popełniał w mówieniu, pisanie wychodziło mu wspaniale. Spojrzała zaczerwienionymi oczami w kierunku siedzącego aż na drugim końcu stołu Rona. Obok niego siedziała Lavender Brown, przyglądając mu się z troską i szepcząc coś do niego. Chłopak ani razu na nią nie spojrzał, grzebiąc widelcem w talerzu. Na jego ustach pojawił się jednak delikatny uśmiech, gdy dziewczyna dotknęła palcami jego dłoni. To było dla Hermiony stanowczo za dużo. Odwróciła wzrok z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy i ścisnęła w dłoni list. Nie mogła tego dłużej wytrzymać. Wstała od stołu i wyszła z wielkiej sali, kierując swoje kroki od razu do biblioteki. Tam czuła się najlepiej i miała pewność, że Ronald na pewno się tam nie pojawi. Nie dostrzegła pary szarych oczu wpatrujących się w nią uważnie, gdy opuszczała pospiesznie pomieszczenie. Nie słyszała także kroków idącej za nią osoby. Dopiero szarpnięcie za ramię sprowadziło ją z powrotem na ziemię.<br />
- Hej, Granger. - Jeśli była osoba, której nie chciała widzieć teraz bardziej niż Rona, to był tą osobą właśnie Draco Malfoy. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę, ocierając wierzchem dłoni łzy z policzka.<br />
- Odczep się, Malfoy. Nie jestem w nastroju na twoje wyzwiska! - Spojrzała mu wyzywająco w oczy, ale spuściła wzrok, gdy nie zobaczyła w nich tego samego co zawsze. Tej kpiny, niechęci, wręcz odrazy. Nie wiedząc czemu, jeszcze bardziej ją to rozemocjonowało. - Daj mi spokój, proszę.<br />
- Widzę, że święta trójca przechodzi kryzys. - Na jego ustach pojawił się nieznaczny drwiący uśmieszek. - Ale nie o tym chciałem rozmawiać. - Pociągnął ją za jedną ze stojących na korytarzu zbroi. Teraz nikt, kto szedłby od strony głównych schodów nie mógł ich wyraźnie widzieć. Spojrzał na Gryfonkę i uśmiech od razu spełzł z jego twarzy, gdy zobaczył jej drżące wargi i załzawione oczy wpatrujące się w niego podejrzliwie. Nie mógł się jej dziwić. Niemal z dnia na dzień zmienił sposób, w jaki się do niej zwracał. Ale zupełnie nie obchodziło go co dziewczyna myśli. Była jedyną osobą, która mogła mu pomóc dotrzeć do Felicity. Z jej bratem nawet nie chciał zaczynać tego tematu. Może i nie utrzymywali ze sobą bliskich relacji, ale mógł się w nim odezwać syndrom starszego brata, gdyby się dowiedział, że ten chce ją poderwać. Co jak co, ale słyszał o wyczynach młodego Malfoya i mogłoby mu się nie spodobać, że kolejnym celem jest jego młodsza siostra. - Ej, Granger, tylko nie becz. Chcę wiedzieć czy rozmawiałaś już z tą Krukonką.<br />
- Malfoy, czy ty naprawdę jesteś tak głupi i zarozumiały, czy tylko udajesz? - Jej policzki poróżowiały ze złości. Naprawdę miał czelność pytać o coś takiego z samego rana, na dodatek widząc w jakim jest stanie? Najwidoczniej jego maniery i kultura nie dotyczyły szlam.<br />
- Nareszcie zachowujesz się jak Granger, którą znam od lat.<br />
- Daj mi spokój albo miotnę w ciebie jakimś zaklęciem, a doskonale wiesz, że znam ich wiele - syknęła, wyjmując różdżkę i przykładając jej koniec do jego klatki piersiowej.<br />
- Wspaniale. Więc teraz, kiedy jesteś już w pełni sobą, możemy pogadać? - Położył dłoń na jej różdżce i zniżył ją. Nie, żeby się jakoś specjalnie bał, ale jednak nie czuł się zbyt pewnie w takiej sytuacji. Dziewczyna opuściła różdżkę ale nie schowała jej do kieszeni. Rozsądek podpowiadał jej, że tak będzie bezpieczniej.<br />
- Możemy. Ale nie tutaj. Nie chciałabym się natknąć na Ronalda. - Dała wreszcie za wygraną, na co Draco uśmiechnął się triumfalnie. W milczeniu dotarli do biblioteki, także bez słowa zajęli dwa fotele przy oknie w miejscu, które było możliwie jak najdalej od drzwi. Tu, w dziale z książkami o historii, byli pewni, że nikt ich ani nie podsłucha, ani nie zobaczy. Dziewczyna położyła torbę na stoliku i usiadła na miękkim fotelu, patrząc wyczekująco na Ślizgona.<br />
- Więc co to za sprawa niecierpiąca zwłoki? - zaczęła, wyjmując książkę do transmutacji, pergamin z wypracowaniem, które było niemal w połowie i pióro. - Nie będzie ci chyba przeszkadzać jeśli w tym czasie zajmę się czymś ważniejszym, prawda - stwierdziła, a blondyn otworzył usta, aby się sprzeciwić, jednak zamknął je, nie chcąc stracić takiej możliwości. Usiadł z westchnięciem i przez chwilę przyglądał się, jak dziewczyna szuka odpowiedniego fragmentu, przesuwając palcem po stronach książki. - Nie martw się, mam podzielną uwagę. - Spojrzała na niego, mimowolnie unosząc kąciki warg w uśmiechu. Nie miała pojęcia dlaczego w ogóle zgodziła się na tę rozmowę. W końcu to Malfoy. Nie mogło zatem wyjść z tego nic dobrego. Ruchem dłoni pokazała mu, aby zaczął mówić.<br />
- Pytałem o tę Krukonkę. Rozmawiałaś z nią?<br />
- Malfoy, od szlabanu minął ledwo ponad tydzień, a jeśli nie zauważyłeś, mamy w tym roku mnóstwo nauki i mało wolnego czasu. Jeśli myślisz, że w mój napięty grafik udało mi się wcisnąć pomaganie ci w zdobyciu dziewczyny, to grubo się mylisz.<br />
- Chciałem tylko zapytać - mruknął, spoglądając za okno. Pogoda była piękna, bardziej zachęcała do siedzenia na błoniach niż ślęczenia w zatęchłej bibliotece z nosem w książce. - Przyjaźnicie się, więc myślałem, że zawsze znajdujecie dla siebie czas.<br />
- Felicity ma w tym roku sumy, treningi quidditcha i jest prefektem. Gdybyś czasami spojrzał dalej niż tylko na czubek własnego nosa może by to do ciebie dotarło. - Blondyn prychnął tylko cicho w odpowiedzi, spoglądając na dziewczynę, która mówiąc to nie podniosła nawet oczu znad pergaminu. Zauważył, że od początku ich rozmowy szatynka zdążyła podwoić długość wypracowania.<br />
- Opowiedz mi coś o niej - powiedział cicho, wpatrując się w nią bez mrugnięcia. Gryfonka wyprostowała się i dzielnie zniosła jego spojrzenie.<br />
- Malfoy, nie mam na to teraz siły, nie widzisz? Miałam ciężką noc, mam mnóstwo pracy i jest sobotnie przedpołudnie. Daj mi spokój. Odpowiedziałam na twoje pytanie, wiesz, że z nią jeszcze nie rozmawiałam, a teraz idź już sobie.<br />
- A tak właściwie to co się stało? Wyglądasz gorzej niż normalnie.<br />
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo i spojrzała za okno. Nie poczuła złości, choć jego komentarz nie należał do najprzyjemniejszych. Właściwie niewiele czuła, nie wiedziała też co ma myśleć. Ale na pewno nie chciała zwierzać się Ślizgonowi. Tym bardziej, że tym Ślizgonem był Malfoy. Od początku semestru jej relacje z Ronem uległy znacznemu pogorszeniu. Pomijając to, że odmawiała jemu i Potterowi pomocy w pracach domowych i na lekcjach, Ron dużo bardziej czepiał się jej znajomości z Wiktorem. Na dodatek często spierali się o podręcznik do eliksirów należący do tego całego Księcia Półkrwi. Jej przyjaciele bardzo beztrosko traktowali wszystkie porady, na jakie tam trafiali i chętnie z nich korzystali, czemu ona była przeciwna od samego początku.<br />
- Nie mam zamiaru ci się zwierzać ze swoich problemów. - Wróciła do pisania pracy, starając się ignorować jego obecność. Przez dłuższy czas słychać było tylko skrobanie jej pióra i cichy stukot butów pani Pince, która odkładała książki na miejsca kilka regałów dalej. W którymś momencie Hermiona wreszcie nie wytrzymała i z furią zatrzasnęła książkę. - Pójdziesz sobie wreszcie, do cholery?!<br />
- Jak mi powiesz czemu nierozłączna trójka nagle stała bardzo rozłączna.<br />
- Ronald to najbardziej uparty, zazdrosny bufon, jakiego znam ale ty jesteś jeszcze bardziej irytujący! - Machnięciem różdżki zwinęła pergamin, wrzuciła go wraz z piórem do torby i zrywając się z fotela porwała w ramiona książkę po czym wyszła szybkim krokiem z biblioteki, zostawiając zaskoczonego blondyna samego.<br />
<br />
Postanowiła nie wracać do wieży Gryffindoru. Potrzebowała spokoju i świeżego powietrza. Zamaszystym krokiem przemierzała błonia, kierując się w bardziej ustronne miejsce blisko jeziora. Ignorowała ciekawskie spojrzenia uczniów. Nie miała w tym momencie ochoty z nikim rozmawiać. Najchętniej na jakiś czas pozbyłaby się wszystkich uczniów, którzy korzystając z dnia wolnego i ładnej pogody spędzali czas na zewnątrz, wygłupiając się czy po prostu rzucając kamienie do wody i rozmawiając. Westchnęła ciężko siadając w cieniu drzewa i opierając się o jego pień. Nie minęło wiele czasu jak usłyszała szybkie kroki i znajomy głos.<br />
- Wiedziałam, że cię tu znajdę! - rzuciła rozradowana Felicity i usiadł obok Hermiony. Gryfonka dostrzegła wypieki na twarzy przyjaciółki i jej szeroki uśmiech ukazujący równe, białe zęby. Jako córkę dentystów zawsze ją intrygowało jak można mieć tak idealne uzębienie bez ani jednej wizyty u specjalisty. Ona sama cieszyła się tym dopiero od czwartej klasy, po nieprzyjemnym incydencie z Malfoyem, kiedy to wylądowała w skrzydle szpitalnym, gdyż przez zaklęcie, które miało trafić w Harry'ego, jej zęby urosły do ogromnych rozmiarów. Siedziała wtedy z lusterkiem kontrolując zmniejszanie się zębów. Odrobinę się jednak <i>zapomniała </i>i zawołała panią Pomfrey dopiero wtedy, kiedy jej zęby były mniejsze niż jeszcze przed potyczką ze Ślizgonami. Znacznie poprawiła tym sobie samoocenę i od tamtego czasu dużo częściej się uśmiechała. Po raz kolejny magia pomogła jej wyleczyć się z kompleksów.<br />
- Liczyłam na odrobinę samotności - westchnęła szatynka, jednak nie potrafiła się nie uśmiechać w towarzystwie tej pełnej życia, wesołej istotki. - Ale widzę, że stało się coś ważnego więc opowiadaj.<br />
- To ty jeszcze nie wiesz? - zdziwiła się Krukonka unosząc nieco brwi. - Nie byłaś w pokoju wspólnym po śniadaniu?<br />
- Nie, byłam w bibliotece. - Nie chciała jej mówić z kim tam była. Wolała pominąć rozmowy sam na sam z Malfoyem. Nie chciała wzbudzać w dziewczynie niepotrzebnej zazdrości choć była przekonana, że Felicity w ogóle by się o to nie gniewała.<br />
- W takim razie nic dziwnego, że nie masz pojęcia co się święci. Cała szkoła mówi tylko o tym!<br />
- Mów wreszcie! - Hermiona roześmiała się serdecznie. Farnese była niezwykle gadatliwą osobą, ale akurat w niej jej to nie przeszkadzało. Lubiła spędzać z nią czas, nawet jeśli przez większość czasu sama milczała.<br />
- Zaraz po śniadaniu na każdej tablicy ogłoszeń pojawił się wielki afisz informujący, że w tym roku odbędzie się uroczysta uczta, a po niej bal z okazji Święta Duchów! Wstęp mają wszyscy uczniowie od piątej klasy wzwyż! No chyba, że ktoś zostanie zaproszony jako partner przez kogoś starszego. Wyobrażasz to sobie? Bal!<br />
- Żartujesz sobie ze mnie - jęknęła Gryfonka zasłaniając sobie twarz dłońmi. Doskonale pamiętała jaka atmosfera panowała przed balem w trakcie trwania Turnieju Trójmagicznego. Nie miała ochoty przeżywać tego znowu.<br />
- A najlepsze jest to, że obowiązkowe są przebrania!<br />
W tym momencie Hermiona jęknęła jeszcze głośniej. Dumbledore był wielkim czarodziejem, ale w tym momencie przeklinała jego pomysłowość.<br />
<br />
<br />
<b>Przepraszam za taką długą przerwę. Postaram się pisać częściej, choć nie wiem czy pozwoli mi na to praca. Ale jak tylko będę mieć dzień wolny będę pisać. Obiecuję.</b> NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-89209952634098518352015-01-13T14:03:00.005-08:002016-01-12T03:54:51.763-08:00003. Everybody needs hope and fear<b>Nadszedł moment, w którym utknęłam z fabułą. Nie wiem jak ruszyć do przodu. Ciężko wyciągnąć mi dobre fragmenty z żałosnego opowiadania, jakim jest pierwowzór. (Samokrytyka się bardzo nisko kłania; ładne mam mniemanie o sobie, nie ma co.) Postaram się, naprawdę.</b><br />
<br />
Miała rację. Snape był mistrzem okropnych szlabanów. Poprowadził ich wgłąb lochów. Po drodze minęli kilku Ślizgonów, którzy właśnie opuścili pokój wspólny Slytherinu. Zaśmiali się widząc Gryfonkę kilka kroków za mistrzem eliksirów. Nie trudno było się domyślić, że zarobiła szlaban. Jej mina zdradzała niechęć i obrzydzenie. Idealna przez tyle lat Granger miała szlaban. I to nie u byle kogo. U profesora, który całym sercem nienawidził Gryffindoru. Uśmiechy jednak szybko zniknęły z ich twarzy, a na ich miejsce wstąpił niepokój, gdy dostrzegli Malfoya, który szedł kilka metrów za nimi. Woleli się na narażać. Jego ojciec potrafił być bardzo wpływowy, a jego syn - wyjątkowo złośliwy, jeśli chodziło o jego dumę. Która w tym momencie czołgała się u jego stóp wołając o pomstę do Nieba. Severus doprowadził ich do najobrzydliwszej, najpodlejszej, najbardziej zapyziałej części podziemi zamku. Gdzie rezydował nie kto inny, jak sam Argus Filch. Czekał już na nich przy obskurnych drewnianych drzwiach.<br />
- Nareszcie pan jest. Już myślałem, że odpuścił im pan szlaban - wycharczał, uśmiechając się w ten specyficzny dla siebie, nieprzyjemny sposób, ukazując luki w uzębieniu. Przy jego nogach pałętała się bura kocica, Pani Norris, ulubienica woźnego. Chyba jako jedyna wytrzymywała jego zapchlone towarzystwo. Wykazywała się wielką lojalnością wobec swojego pana i często snuła się po korytarzach Hogwartu, aby natknąwszy się na zabłąkanego późnym wieczorem ucznia od razu oznajmić to Argusowi. <br />
- Nie dzisiaj, Filch. Liczę, że zapewnisz im odpowiednią rozrywkę na ten wieczór - odparł chłodno, niechętnie spoglądając na mężczyznę. - Miłego wieczoru.<br />
- No, dzieciaki - zaczął woźny, gdy tylko ucichły kroki mistrza eliksirów. - Czeka was dzisiaj kilka godzin z aktami. - Otworzył drzwi starym, zardzewiałym kluczem, a zamek zazgrzytał niemiłosiernie. Otworzył ciężkie drzwi i powitał ich smród podmokłego papieru, zgnilizny i czegoś, czego Hermiona wolała nawet nie identyfikować. Przysłoniła usta i nos dłonią, aby nie zwymiotować. Widok też nie był zbyt przyjemny. Wszędzie walały się teczki, pojedyncze kartki; regały były w opłakanym stanie, obdrapane, z połamanymi półkami. - Nikt nie zaglądał tu od wielu lat. Bawcie się dobrze. - Zaśmiał się ochryple, wciskając blondynowi w dłonie kije od mopa i miotły. Odwrócił się i kuśtykając odszedł w stronę swojego gabinetu. Kocica obrzuciła ich jeszcze spojrzeniem, miauknęła żałośnie i pobiegła za swoim panem. <br />
- Nie myśl, Granger, że ci w tym pomogę - rzucił Malfoy, rzucając te dwie rzeczy na podłogę. Spojrzał na nią i skierował się w stronę salonu Ślizgonów. Hermiona została sama. Westchnęła cicho, podnosząc z mokrej podłogi mopa i miotłę. Weszła do pomieszczenia, krzywiąc się nieznacznie. Zapach był naprawdę odpychający. Podwinęła rękawy bluzy i już miała się wziąć do pracy, gdy usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i dostrzegła Malfoya z niezbyt tęgą miną.<br />
- Głupi pchlarz stoi przed jego biurem na czatach.<br />
- Myślałeś, że nikt nas nie będzie pilnował? Jakie naiwne w twojej strony - mruknęła, przenosząc spojrzenie z powrotem na bałagan, którym mieli się zająć.<br />
- Dawaj tę miotłę, Granger. Pomogę ci - wziął od niej kij, nawet na nią nie zerkając. - Im szybciej tu posprzątamy, tym szybciej wrócę do swojego czystego dormitorium. <br />
- Malfoy, ty chyba nie zamierzasz użyć do tego...<br />
- Pomogę ci, ale to nie znaczy, że będziemy rozmawiać - przerwał jej, zaczynając zamiatać kurz z podłogi. Gryfonka spojrzała jedynie wymownie w sufit po czym wyjęła różdżkę.<br />
- Reparo - powiedziała wyraźnie, celując w zdezelowane regały. W ułamku sekundy przemieniły się z rozmokłych rupieci w nowe, solidne szafy. - Nie uważasz, że tak byłoby znacznie szybciej? Zacznij używać mózgu do czegoś innego, niż wymyślanie jak mi uprzykrzyć życie.<br />
- Masz rację - wymamrotał pod nosem chłopak, wyglądając na mocno zażenowanego, że to właśnie ta głupia szlama wpadła na ten pomysł. - Chłoszczyść - dodał, machając przy tym lekko różdżką. Usunął tym sposobem cały brud z pomieszczenia.<br />
- Widzisz, tak jest znacznie szybciej. Niestety ręcznie musimy powkładać karty uczniów do odpowiednich teczek. Nie mogę sobie przypomnieć zaklęcia, które by nam w tym pomogło. Ale przynajmniej mogę je wysuszyć - mówiła to wszystko bardziej do siebie niż do niego. Wymruczała cicho zaklęcie osuszające i westchnęła ciężko. I tak musieli połowę pracy wykonać ręcznie. Nic więcej magią zdziałać nie mogła, przynajmniej na razie.<br />
- Granger, czy ty znasz zaklęcie na każdą okazję? Jesteś jak chodząca encyklopedia czarów.<br />
Czy jej się wydawało, czy usłyszała w jego głosie nutę podziwu. Nie zaprzątała sobie tym jednak głowy. Mieli sporo do zrobienia. Za pomocą zaklęcia poukładała wszystkie kartki na kilka różnych stosów, aby było im wygodniej.<br />
- Lepiej weźmy się do pracy. Chyba nie chcesz tu ze mną spędzić całego wieczora. Parkinson na pewno czeka i płacze za tobą przy twoim ulubionym fotelu przed kominkiem.<br />
- Wolałbym już chyba twoje towarzystwo niż jej - mruknął cicho, wyczarowując im poduszki, na których po chwili usiedli.<br />
- Przepraszam, coś mówiłeś?<br />
- Nic. Weź się do roboty, Granger.<br />
<br />
Po kilku godzinach zostało im już tylko mniej niż trzydzieści stron do uporządkowania. Hermiona położyła się na plecach na zimnej podłodze, trzymając nad sobą zapisany koślawym pismem woźnego pergamin. Kolejny należący do rudych bliźniaków. W ich teczce było już grubo ponad sto takich kartek. Dorzuciła ją do reszty z głębokim westchnięciem. Miała już serdecznie dosyć wpatrywania się w niekiedy drobne literki. Była zmęczona i głodna. Potarła palcami nasadę nosa, siadając znów prosto. Ku jej zdziwieniu, Malfoy sam dokończył rozdzielanie stron.<br />
- Nie zostawiłeś nic dla mnie - bardziej stwierdziła niż zapytała, spoglądając na niego. Przeczesała palcami włosy, uśmiechając się z widoczną ulgą. Jeszcze jedno, dwa zaklęcia i będą mieli szlaban z głowy.<br />
- Nie zostało tego dużo. - Wzruszył lekko ramionami, wstając z podłogi i rozciągając obolałe kończyny. Nie mógł odchylić głowy do tyłu i wyprostować nóg do końca bez krzywienia się. Dziewczyna również wstała i przeciągnęła się, ziewając przy tym. Draco pozbył się poduszek, a Hermiona machnąwszy kilka razy zgrabnie i płynnie różdżką poukładała wszystkie teczki na półkach.<br />
- Widzę, że skończyliście - usłyszeli za sobą zachrypnięty głos i aż oboje się wzdrygnęli. Nawet nie usłyszeli kroków woźnego. - Możecie zmykać do łóżek. Tylko bez żadnego szwendania się po zamku, będę wiedział. - Uśmiechnął się, spoglądając na Panią Norris, która postanowiła naostrzyć sobie pazury o regał, który jakiś czas temu naprawiła Gryfonka. Nie chcieli czekać aż Filch zmieni zdanie. Rzucili mu krótkie "dobranoc" i bardzo szybko ruszyli korytarzem. Kilka metrów przed wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu, Malfoy zagrodził dziewczynie dalszą drogę.<br />
- Miło się z tobą współpracowało, Granger. Jednak nie jesteś taka głupia - powiedział, nie podnosząc na nią wzroku. Wyciągnął do niej dłoń, czekając na uścisk. Hermiona była w szoku.<br />
- Nie sil się na uprzejmości, Malfoy - parsknęła śmiechem, odsuwając jego rękę. - Nie musisz być taki kulturalny.<br />
- Nie silę się, naprawdę dobrze się z tobą pracowało. - Spojrzał na nią. Tym razem bez cienia kpiny w oczach, do której ta była od wielu lat przyzwyczajona. - Jesteś inteligentniejsza niż Parkinson. Niż większość osób w tej szkole.<br />
- Jasne, jasne, bo jeszcze staniesz w płomieniach. - Uśmiechnęła się pogodnie. Mimo wszystko, zrobiło jej się naprawdę miło, że Malfoy wreszcie powiedział coś, co było przeciwieństwem obrażania jej. - Z tobą też się nie najgorzej pracowało. Ale lepiej już znikajmy. Nie chcę zarobić kolejnego szlabanu, tym bardziej, że wciąż jesteśmy na terytorium Snape'a. Dobranoc.<br />
- Dobranoc, Granger. - Kiedy dziewczyna ruszyła korytarzem, a on miał podać hasło, aby otworzyć tajne przejście, coś go ruszyło. - Hej, Granger, zaczekaj! - krzyknął i podszedł do niej szybko. - Przepraszam za rozmowę przed gabinetem nietoperza. Możesz wspomnieć Felicity, że o nią pytałem. - Posłał jej uśmiech i odwrócił się, aby po chwili wejść do pokoju wspólnego. Dziewczyna pokręciła tylko głową z rezygnacją i pospiesznie wróciła do wieży Gryffindoru. Przez całą drogę wydawało jej się, że słyszy miauczenie Pani Norris. Nic dziwnego, futrzak obserwował ich przez cały wieczór.<br />
<br />
<br />
<b>Nie wyszło chyba najgorzej.</b>NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-35033275616925887432015-01-05T15:20:00.001-08:002016-01-12T03:54:06.574-08:00002. Say a little prayer for me Nawet magiczne niebo, które po raz pierwszy od wielu tygodni było jasne i
bezchmurne nie poprawiło jej humoru. Usiadła zrezygnowana przy stole i
sięgnęła po dzbanek z sokiem. Zdążyła nalać go sobie do szklanki, ale
kiedy podnosiła ją do ust przed nią wylądowała jasna sowa z Prorokiem
Codziennym przytwierdzonym do łapki. Z westchnieniem odwiązała gazetę i
wyprostowała. Sowa poderwała się do lotu, a do napoju Hermiony wpadło
pióro. Już miała się poddać i postawić krzyżyk na tym dniu, gdy
przysiadła się do niej Felicity. <br />
- Widzę, że początek dnia niezbyt przyjemny - zaczęła wesoło jasnowłosa,
nakładając sobie na talerz kawałek placka dyniowego i przysuwając
bliżej siebie pucharek lodów waniliowych. - Może dwie godziny eliksirów
poprawi ci humor?<br />
- Na pewno. A wieczorem, bo wcale nie dość będę miała rozkoszy, szlaban z
Malfoyem u Snape'a - mruknęła w odpowiedzi Granger, nabierając na
widelczyk kawałek ciasta. Przełykając spojrzała na zegarek na swoim
nadgarstku. - Odkąd nie czekam na Ronalda przed śniadaniem mam jakoś
dużo czasu.<br />
- Znowu miał pretensje o Wiktora? Powinien wreszcie dorosnąć - odparła
dziewczyna z pełnymi ustami, zajadając się naprzemiennie ciastem i
lodami.<br />
- Nawet nie mogę mieć korespondencyjnego przyjaciela! - podniosła głos
na tyle, że kilku uczniów drugiej klasy spojrzało na nią ze strachem. -
Nie wiem czy jest zły, że to Krum, czy że w ogóle utrzymuję kontakt z
kimś, kto nie jest nim i Harrym. <br />
- Myślę, że chodzi tu konkretnie o Wiktora. Jest przystojny, jest
sportowcem, ma wszystko, czego mogłaby chcieć młoda kobieta. - Felicity
parsknęła śmiechem, wyciągając z torby książkę. Położyła ją przed
Hermioną. - Powinna ci się spodobać. Jest o numerologii, ale nigdzie nie
można jej już dostać. Posiadają ją w swoich zbiorach tylko nieliczne
rodziny. Gwizdnęłam ją Parkinson w bibliotece. Może poprawi ci humor.<br />
- Nie powinnaś tego robić! - ofuknęła ją Gryfonka. - Jeśli się dowie będziesz miała niemałe kłopoty.<br />
- Spokojnie. Była zajęta zalecaniem się do Draco. Nawet mnie nie zauważyli. Migdalili się blisko działu ksiąg zakazanych.<br />
- Nie wspominaj nawet o tym karaluchu. Będę musiała wytrzymać jego
towarzystwo przez cały wieczór. Ale dziękuję za książkę. Kiedy tylko ją
przeczytam, bo rozumiem, że ty już to zrobiłaś, w jakiś sposób jej ją
zwrócisz, dobrze? - Schowała księgę do torby i spojrzała na
przyjaciółkę. Wydawało jej się, że cały dzień będzie jak wyjęty z
koszmaru, ale dzięki młodszej Farnese zrobiło jej się jakoś lepiej. -
Właściwie... Dlaczego ty nigdy nie siedzisz przy swoim stole? -
Spojrzała w kierunku stołu Krukonów. Felicity również spojrzała w tę
stronę po czym wzruszyła ramionami. <br />
- Nie wiem, może dlatego, że poza Luną nie ma tam nikogo, z kim mogłabym
porozmawiać. A nawet jeśli chodzi o nią... Sama wiesz, jak kończą się
wszystkie rozmowy. Na dodatek Lucas... - Mowa była o jej młodszym
bracie, który w tym roku rozpoczął naukę w Hogwarcie. - Dziwnie się
czuję, kiedy dosiada się do mnie taki knypek i zaczyna nawijać o tym,
jakie zajęcia są cudowne, czego się nauczył, ile dostał punktów i od
kogo, z kim rozmawiał, kogo poznał. Skoro poznał tylu swoich rówieśników
to dlaczego z nimi o tym nie porozmawia? - Westchnęła ciężko i upiła
łyk soku.<br />
- Nie wmówisz mi, że ty nie byłaś podekscytowana i nie zwierzałaś się z tego, co przeżyłaś - zaśmiała się Hermiona.<br />
- Że niby miałam iść do Patricka i spowiadać mu się ze wszystkiego? -
Wzdrygnęła się nieznacznie i spojrzała za siebie. - Ślizgoni zjedliby
mnie żywcem. <br />
- Wy utrzymujecie w ogóle jakiś kontakt? - zapytała ostrożnie szatynka.
Odnalazła wzrokiem Patricka, obok którego siedział Draco i jego goryle,
Crabbe i Goyle, Pansy oraz Zabini. Rozmawiali o czymś z przejęciem,
czasami się śmiejąc i spoglądając na stół Gryfonów.<br />
- Kiedy przyjeżdżamy do domu na ferie - odparła ze śmiechem, odgarniając
kosmyk włosów z twarzy. - Chociaż w tym roku jakoś dziwnie często ze
mną rozmawia. - Zmarszczyła lekko brwi lecz po chwili znów była
rozpromieniona. - Zaraz zaczynam transmutację. Widzimy się na obiedzie.
Jak zawsze, przy waszym stole. - Wstała i poprawiając spódnicę, zerknęła
raz jeszcze na stół Ślizgonów. Napotykając spojrzenie Malfoya
nieznacznie się zarumieniła i pospiesznie opuściła wielką salę. <br />
<br />
Przejrzyste niebo utrzymywało się aż do zmierzchu. Hermiona musiała
niestety zrezygnować z wieczornego spaceru po błoniach z Felicity i
Ginny. Czekał ją szlaban. Najpewniej kilkugodzinny, jak to Snape miewał w
zwyczaju. Na dodatek za kompana miała mieć Ślizgona. Nie byle jakiego
zresztą. Malfoy docinał jej i obrażał ją odkąd tylko przestąpili progi
szkoły w pierwszej klasie. Dziesięć minut przed umówioną godziną
rozstała się z przyjaciółkami pod wrotami zamku i z miną skazańca
prowadzonego na ścięcie udała się w kierunku gabinetu mistrza eliksirów.
Przed drzwiami stał już Malfoy. Na jej widok na jego usta wpełzł tak
dobrze jej znany wredny uśmieszek. Jednak słowa, jakimi ją powitał, nie
brzmiały jak wypowiedziane właśnie przez niego.<br />
- Cześć, Granger. - Żadnej szlamy czy innego paskudnego określenia? Była
mocno zdekoncentrowana. Zastanawiała się, czy to może jakiś podstęp, bo
w nagłą przemianę nie była skłonna uwierzyć.<br />
- Dobry wieczór. - W jej głosie wyraźnie brzmiała nuta niepewności. Była
uprzejma, ale nie miała zamiaru stracić czujności. Wiele razy ona,
Harry i Ron dawali się nabierać na pozorne dobro innych.<br />
- Słuchaj, wiem, że mnie nienawidzisz, czemu się nie dziwię... - urwał,
zauważając jak Hermiona unosi nieco brwi. - Nie, nie mam zamiaru nagle
się z wami bratać. Ale mam pewien problem, który ty możesz pomóc mi
rozwiązać. Nie masz powodów, żeby mi pomagać, żeby ze mną rozmawiać...<br />
- Właśnie, nie muszę cię nawet teraz w ogóle słuchać. Ale przejdź do
rzeczy. Za kilka minut przyjdzie Snape. Przecież nie możesz mu pokazać,
że rozmawiasz ze mną po ludzku.<br />
- W porządku, Granger, masz rację. Chodzi o tę twoją przyjaciółeczkę, Felicity.<br />
- Jeśli chcesz ją gnębić to od razu cię uprzedzę, że jest czystej krwi,
pochodzi ze szlachetnego rodu i nie da sobą pomiatać, nie jest dobrym
celem dla ciebie. Z tego co zauważyłam wolisz na swoje ofiary wybierać
ludzi, którzy nic nie mogą ci zrobić - przerwała mu kolejny raz.
Właściwie nie pozwoliła mu skończyć, nawet w połowie nie wiedziała o co
może mu chodzić. Źle się przez to poczuła. Rozmawiał z nią jak z równym
sobie, nie obraził jej, można powiedzieć, że był miły. - Ale mów dalej.<br />
- Spotyka się z kimś? - Wydawać by się mogło, że pan "mój ojciec się o
tym dowie" czuje się zawstydzony. Choć w szkole miał reputację kobieciarza i łamacza damskich serc. <br />
- Nie, aktualnie nie, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem. -
Uśmiechnęła się nieznacznie. Jak się okazało, Malfoy miał pewną słabość.
A dokładniej miał słabość do Felicity. Zauważyła, że od pewnego czasu
jej przyjaciółka dosyć często spogląda w stronę Ślizgonów. Wiedziała, że
przygląda się blondynowi. Jednak, gdy próbowała z nią o tym
porozmawiać, ta od razu ucinała rozmowę albo zaczynała mówić o czymś
zupełnie innym. Chciała jej wyperswadować bliższą znajomość z Malfoyem.
Był znany z porzucania dziewcząt, gdy tylko te zaczynały mieć nadzieję
na więcej. Nie spodziewała się jednak, że Draco wykazuje nią
jakiekolwiek zainteresowanie. Nie wyglądało na to, aby chciał się nią
bawić jak innymi. Był autentycznie zmieszany i niepewny, a to mu się
przecież nie zdarzało zbyt często. - Jeśli chcesz mogą z nią o tym
porozmawiać.<br />
- Żeby mnie wyśmiała? - W ułamku sekundy stał się znów poważny i
chłodny. - Chyba sobie kpisz, że pozwolę ci się wygadać twoim
przyjaciółeczkom. Ani słowa, albo gorzko tego pożałujesz.<br />
- Ostatnio często używasz tych słów wobec mnie i jak dotąd niczego
jeszcze nie żałowałam. Ale w porządku, nic jej nie powiem. - Wzruszyła
ramionami. Wiedziała już, jak się na nim odegrać za ostatnie
nieprzyjemności, których od niego zaznała.NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8798984167161109787.post-91306715097833729702015-01-05T10:41:00.000-08:002016-01-12T03:49:12.457-08:00001. Suddenly my eyes are open- Ronaldzie, jeśli jesteś zazdrosny, przyznaj to otwarcie. Nie musisz mnie gnębić na każdym kroku. Nikt nie ma ochoty tego słuchać, a już na pewno ja nie mam na to ochoty - wycedziła przez zęby, odwracając się i kierując do wyjścia z pokoju wspólnego. Ron zaczerwienił się niemal po same cebulki rudych włosów. Nie spodziewał się, że Hermiona tak szybko straci cierpliwość. Zwykle trwało to dłużej. Ginny chciała powstrzymać przyjaciółkę, i już nawet wstała, aby to zrobić, ale zrezygnowała widząc złość wymalowaną na twarzy Granger. Potrzebowała teraz spokoju i samotności. Gdyby ktoś jej przeszkodził w szybkim przemierzaniu korytarzy byłaby skłonna potraktować go jakimś złośliwym zaklęciem. Mało prawdopodobne, aby spotkała teraz jakiegoś ucznia, było po jedenastej. Mógł jednak napatoczyć się jakiś prefekt, albo, co gorsza, znienawidzony przez wszystkich uczniów woźny, Argus Filch. W kwestii innych prefektów i prefektów naczelnych sprawa była prosta, można było się dogadać, chyba, że trafiłaby na Ślizgona, wtedy sprawa nie była już taka łatwa i przyjemna. Usiadła u szczytu schodów w sali wejściowej, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. Nie wiedziała ile czasu minęło; może kilka minut, może nawet godzin. Nie obchodziło jej to teraz za bardzo. Mogła zarobić szlaban, albo minusowe punkty dla domu, gdyby przyłapał ją o tej porze jakiś nauczyciel. Lata spędzone w towarzystwie Harry'ego i Rona źle na nią wpłynęły pod tym względem. Zdarzało jej się więcej pyskować, naginała przepisy; wiele razy wpakowała się w tarapaty przez nich. Zawsze była taka idealna. Idealnie uprasowana spódniczka i bluzka, skarpetki równo podciągnięte. Zawsze przygotowana na zajęcia i do egzaminów. Nie łamała zasad, była grzeczna i posłuszna. Przez wakacje przemyślała kilka spraw. Nie mogła wiecznie naprawiać błędów, które popełniali jej przyjaciele, nie mogła być ciągle poprawna. Od początku nauki w Hogwarcie starała się odzyskiwać punkty, które tak bezmyślnie tracili inni. Pomagała profesorom po zajęciach w drobnych pracach, uczyła się po nocach, aby na pewno dostać jakiekolwiek punkty, spędzała niemal każdą wolną chwilę w bibliotece. Urabiała sobie ręce po łokcie, aby uzyskiwać punkty. I co z tego miała? Zazdrosnego rudzielca, który ciągle czegoś od niej wymagał, i Harry'ego, który przyciągał kłopoty na każdym roku, i to żeby raz. Pomagała im w pracach domowych, ćwiczyła z nimi zaklęcia, podpowiadała na eliksirach. W tym roku postanowiła się zmienić. Postanowiła sobie, że zacznie żyć i uczyć się dla siebie. Oczywiście nie mogła tak po prostu postawić na nich krzyżyka. Wciąż oferowała im swoją pomoc. Jednak tylko wtedy, kiedy ich złe wyniki w nauce był spowodowane problemami, na które nie mieli wpływu. Ćwiczyła z Ronem zaklęcia, nigdy nie był w nich za dobry. Harry'emu pomagała w wypracowaniach w sezonie rozgrywek Quidditcha. Nie robiła tego jednak za darmo. Wymyślała im pewne zadośćuczynienia. Jako prefekt miała pewną władzę nad uczniami, ale nie każdy był łagodny jak baranek, potrafili się stawiać. I wtedy wykorzystywała dług, jaki chłopcy u niej mieli. Odgrywali się na niepokornych uczniach rzucając na nich niekrzywdzące, złośliwe zaklęcia, albo podrzucając im różne nieprzyjemne gadżety od Zonka. Ona jednak zawsze miała czyste ręce. Zgadzali się na to, wiedząc, że bez pomocy dziewczyny w nauce obleją przy pierwszym lepszym teście.<br />
- Granger, szlamo, co robisz o tej porze poza pokojem wspólnym swojego śmierdzącego domu? - Och, ten okropny głos poznałaby wszędzie. Zimny, oślizgły i chytry, jak serce właściciela i dom do którego należał. Draco Malfoy. Postrach młodszych i niekiedy starszych uczniów. Szkolny wróg numer jeden, i co najgorsze, również prefekt.<br />
- A ty, Malfoy? - zapytała równie zimnym tonem, wstając ze schodów i patrząc na niego z góry. Dzieliło ich kilkanaście stopni.<br />
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - mówiąc to, wyciągnął z kieszeni różdżkę. - Nikt cię nie nauczył, że to bardzo niegrzeczne? <br />
- Równie niegrzeczne jest nazywanie kogokolwiek szlamą. - Nie chciała, aby sytuacja rozwinęła się w kierunku pojedynku. Jednak także wyjęła różdżkę. Wolała być przygotowana. - Malfoy, radziłabym ci stąd zniknąć. Inaczej zarobisz szlaban.<br />
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie. - Uśmiechnął się przebiegle. Nie mogło to oznaczać niczego dobrego. Blondyn spojrzał przez ramię na korytarz prowadzący do lochów. Zerknęła tam ukradkiem i zbladła ze strachu. Z mroku wyłonił się profesor Snape. Drugi najbardziej znienawidzony człowiek w zamku, zaraz po woźnym.<br />
- Dobry wieczór, panie profesorze. - Powiedziała niepewnie i schowała różdżkę do tylnej kieszeni spodni, schodząc kilka stopni w dół.<br />
- Granger, o tej porze powinnaś być w łóżku, nie tutaj. Jak się wytłumaczysz?<br />
- Panie profesorze, z całym szacunkiem, ale Malfoy również..<br />
- Mówimy teraz o tobie, panno Granger. Minus dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. I radziłbym panience natychmiast wracać do siebie, jeśli nie chcesz, abym odebrał wam kolejne punkty.<br />
- Ależ profesorze...!<br />
- Minus dziesięć punktów. Jeszcze jedno słowo i zarobisz szlaban. - Wiedziała, że Snape wymyśli coś okropnego, była tego pewna, ale nie mogła tak po prostu zostawić sprawy Malfoya w spokoju.<br />
- Może pan odebrać nam nawet pięćdziesiąt punktów i chętnie przyjmę karę, ale Malfoy także ma zostać ukarany - mówiła wystarczająco poważnie, aby Severus zerknął przelotnie na blondyna. Przez twarz Ślizgona przemknął ledwo widoczny grymas.<br />
- Ma panienka rację. Oboje stawicie się w moim gabinecie w środę o dziewiętnastej. Każda minuta spóźnienia ukarana będzie minusowymi punktami dla domu. Życzę udanej nocy. I widzimy się jutro rano na zajęciach. - Odwrócił się napięcie i zniknął w tym samym mroku, z którego przyszedł. Hermiona spojrzała na Malfoya nie wiedząc, czego ma się spodziewać. Z ostrożności wolała trzymać dłoń zaciśniętą na różdżce.<br />
- Pożałujesz tego, Granger. Mój ojciec się o tym dowie.NADIRA†http://www.blogger.com/profile/04492274386902286612noreply@blogger.com0