UWAGA! Akcja mojego opowiadania umiejscowiona jest podczas trwania szóstego roku nauki w Hogwarcie. Wydarzenia zawarte w tomie szóstym i siódmym nie mają żadnego wpływu na tę historię. Charaktery postaci mogą różnić się od tych wykreowanych przez p. Rowling. || Miło by mi było bardzo, gdybyście zostawiali jakiś ślad po sobie w postaci komentarza, to dużo dla mnie znaczy i motywuje mnie do dalszego pisania. Z góry dziękuję~

niedziela, 17 stycznia 2016

011. I saw the flames burn out in your eyes

Felicity opierała się o drewniany filar, trzymając ręce skrzyżowane pod piersiami i obserwując uważnie Hermionę, która od kilkunastu minut rozglądała się po sklepie. Wszyscy rozmawiali o balu, dziewczyny z entuzjazmem szukały przebrań i oglądały pięknie zdobione maski. Ceny niektórych z nich sięgały kilkuset galeonów i wysadzane były rubinami, diamentami i innym drogimi kamieniami. Wybór był ogromny, na szczęście również wśród tańszych modeli. Chłopcy nie podchodzili do tego z taką radością i wybierali najprostsze stroje, chcieli mieć to szybko z głowy. Gryfonka bardzo chciała poprawić przyjaciółce jakoś humor, dlatego wyciągnęła ją na te zakupy. Planowała też coś jeszcze. Wysłała rano Malfoyowi liścik, w którym przekazała mu miejsce i godzinę spotkania. O szesnastej miała zamiar zaprosić Felicity na piwo kremowe do niedawno otwartej w wiosce knajpki. Piętnaście minut później miał pojawić się Ślizgon, a ona chciała chwilę wcześniej wymknąć się do toalety i obserwować ich spotkanie. O ile chłopak miał w swoich planach wyjście do Hogsmeade.
- Spójrz jaka śliczna, idealnie do ciebie pasuje! - Hermiona podeszła do niej z wieszakiem, na którym wisiała bardzo fikuśna sukienka.
- O ile chcę wyglądać, jakbym się urwała z cyrku.
- Przecież to świetny motyw przebrania! - Szatynka popchnęła ją w kierunku przymierzalni. - Nie marudź, chcę ją na tobie zobaczyć. Raz, dwa! - Felicity z rezygnacją wymalowaną na twarzy wzięła od niej sukienkę i mamrocząc coś pod nosem poszła się przebrać. Gryfonka w tym czasie postanowiła znaleźć pasujące do stroju buty i dodatki. Miała pewną wizję w głowie i coraz bardziej jej się to wszystko podobało. Zaczęła się poważnie zastanawiać nad kupieniem czegoś także dla siebie. - Już?
- Wyglądam, jakbym naprawdę uciekła z cyrku.
- Załóż jeszcze te buty. - Wsunęła przez szparę pod drzwiami parę czarnych butów na obcasie i czekała aż Farnese będzie gotowa. - Pospiesz się, chcę cię zobaczyć... - Skrzypnięcie zawiasów sprawiło, że od razu spojrzała w stronę przymierzalni. I na chwilę odebrało jej mowę.
- Mówiłam, istny cyrk - jęknęła blondynka nie chcąc nawet spoglądać na swoje odbicie w ogromnym lustrze. Nie miała już w ogóle ochoty iść na ten cały bal, a te zakupy szybko zaczęły ją męczyć. Dała się na dodatek namówić do założenia tej śmiesznej sukienki.
- Wyglądasz... fantastycznie. Naprawdę! - Nie pozwoliła jej wrócić do przymierzalni i pociągnęła ją do zwierciadła. - Potrzebujemy jeszcze kilku dodatków i będzie idealnie. Spójrz na siebie wreszcie.
Felicity westchnęła ciężko ale otworzyła oczy i spojrzała na swoje odbicie. Faktycznie, nie prezentowało się to wszystko najgorzej, ale jednak nie czuła się do końca swobodnie. Góra sukienki była prosta, bez żadnych ramiączek, z błyszczącego materiału. Nie miała pojęcia jakim cudem sukienka tak dobrze się na niej trzymała pomimo tego, że odkrywała sporą część pleców. Jednak to dół sukienki był powodem jej wątpliwości. Czarny materiał z przodu sięgał mniej więcej do połowy jej ud. Tył natomiast był bogato podszyty srebrnym i czarnym tiulem. Buty, które przyniosła Hermiona były bardzo ładne i pasowałyby nie tylko do tego stroju.
- Masz rację, najgorzej nie jest. Ale nie czuję się zbyt dobrze. - Odgarnęła sobie włosy z karku, kiedy Gryfonka zapinała jej na szyi aksamitną wstążkę z przypiętym do niej pentagramem.
- Odpowiedni makijaż i fryzura, pasują maska i jesteś gotowa na bal.
- A co z tobą? Musimy poszukać czegoś dla ciebie. - Wydawało się, że Felicity nieco się rozchmurzyła.
- Jeszcze nie wiem, czy w ogóle pójdę. Wciąż nie dostałam odpowiedzi od Wiktora.
- Później już nie będzie czasu, musimy ci znaleźć coś dzisiaj. Chcesz zostać księżniczką? - parsknęła cicho śmiechem wskazując na długą do ziemi błękitną sukienkę z ozdobnym gorsetem i długimi rękawami.
- Mogłoby być zabawnie, ale już chyba z tego wyrosłam. Chciałam coś prostego, klasycznego.
- Dla siebie to coś prostego, a mi kazałaś założyć tę kieckę? Nie ma mowy!

sobota, 16 stycznia 2016

010. I feel so lost, but what can I do

Montague został wyrzucony ze szkoły, a Harpera zawieszono w prawach ucznia na ponad trzy tygodnie, czekał go też dwumiesięczny szlaban. Abigail wróciła na zajęcia w czwartek. Na jej rękach wciąż widniały ślady po magicznie wyczarowanych więzach, ale pani Pomfrey obiecała, że za kilka dni powinny już zupełnie zniknąć.
- Dobrze, że to zniknie do balu - westchnęła cicho Felicity, naciągając na dłonie rękawy szarego swetra. Siedziały tym razem przy stole Krukonów bo Hermiona pokłóciła się z Ronaldem tuż przed śniadaniem i nie zamierzała jeść w jego towarzystwie. Nawet jeśli siedzieli daleko od siebie.
- I tak wszystkich byś olśniła.
- Dzięki...
- Nie mogę patrzeć jak jesteś taka przygaszona, za niedługo Noc Duchów, rozchmurz się...
- Nie wiem czy w ogóle pójdę na ten bal - mruknęła blondynka wstając od stołu. Nawet nie tknęła swojej porcji śniadania. - Zobaczymy się na kolacji, podczas obiadu muszę nadrobić zaległości.
- Mogę ci pomóc z zadaniami...
- Nie trzeba, jakoś sobie poradzę - posłała Gryfonce sztuczny uśmiech i wyszła pospiesznie z Wielkiej Sali. Hermiona westchnęła tylko ciężko nie mając pojęcia co się ostatnio dzieje z ludźmi w tym zamku. Ron ciągle czepia się o Kruma, Harry ma te swoje teorie spiskowe, Ginny ma zamiar uwieść Zabiniego, Felicity zupełnie się zmieniła, Malfoy zaczął z nią po ludzku rozmawiać... Właśnie, Malfoy. Musiała sobie uciąć małą pogawędkę z tą tchórzliwą fretką. Idealnie się składało bo zaraz mieli razem zajęcia.

- Malfoy... - syknęła cicho, gdy wychodzili z klasy po dwugodzinnej lekcji eliksirów. - Musimy pogadać. I nie guzdraj się tak...! - Wymijając go niby przypadkiem trąciła go ramieniem, wsuwając mu do kieszeni szaty poskładaną karteczkę. Bez oglądania się na nikogo wyszła z lochów i skierowała się od razu pod klasę, gdzie miała następną lekcję. Miała nadzieję, że Ślizgon sprawdzi zawartość swojej kieszeni zanim ona przegapi posiłek czekając na niego. Zawsze uważała na Numerologii ale dzisiaj była myślami zupełnie gdzie indziej. Jeśli jej pomysł miał się udać musiała wszystko dokładnie przemyśleć i zaplanować każdy krok. Zajęcia minęły jej niezwykle szybko i kiedy dzwonek oznajmił przerwę obiadową od razu zerwała się z krzesła, upchnęła wszystko byle jak do torby i szybkim krokiem wyszła z klasy. Niektórzy patrzyli na nią podejrzliwie, inni pukali się w skroń. Bo zamiast na obiad poszła do biblioteki. Kiedy przemykała między wysokimi regałami nie była już nawet pewna czy Malfoy w lochach zwrócił na nią jakąkolwiek uwagę.
- Nie skradaj się tak, Granger - szepnął jej do ucha Draco, a ona aż pisnęła ze strachu.
- Nie podchodzi się tak znienacka do ludzi! Zwariowałeś?
- Może. - Wsunął dłonie do kieszeni spodni i oparł się ramieniem o regał. - O czym chciałaś porozmawiać? Mam nadzieję, że to coś ważnego bo naprawdę wolałbym teraz jeść obiad.
- Najpierw mi powiedz co robiłeś przez pół godziny w Skrzydle Szpitalnym, kiedy to NIE rozmawiałeś z Felicity, choć miałeś świetną okazję.
- Nie byłem w stanie z nią rozmawiać, okej? A teraz mów po co mnie tu ściągnęłaś.
- Naprawdę tchórzofretka z ciebie. Uratowałeś jej życie i bałeś się z nią pogadać? Może to dobrze, że jeszcze nic jej o tobie nie powiedziałam... Całowanie też ja wam mam zaaranżować? Bo ty stchórzyłeś przed rozmową z dziewczyną, która cię bardzo lubi, a po czymś takim to już chyba nie miałbyś żadnego problemu, żeby się z nią umówić. - Zauważyła na jego policzkach blade rumieńce wstydu i złości. Chyba nie bardzo mu się spodobało to co o nim powiedziała, ale w tym momencie w ogóle jej to nie obchodziło. - Nie wiem po co w ogóle ci to wszystko mówię. I tak twierdzę, że na nią w ogóle nie zasługujesz...
- Nie przeginaj, Granger. Nie chcesz znowu mieć we mnie śmiertelnego wroga.
- Nie strasz już tak. Minęło pięć lat i wciąż mam się całkiem dobrze. - Spojrzała na niego, krzyżując ręce pod piersiami. - Sprawa wygląda następująco. Jesteś strasznym tchórzem i pomogę ci tylko ze względu na Felicity. Moja cierpliwość ma jednak swoje granice, zapamiętaj to sobie.
- Fantastycznie. Więc utniesz sobie z nią pogawędkę na mój temat?
- Nie. - Hermiona uśmiechnęła się promiennie, choć w jej oczach zobaczył dobrze mu znaną przebiegłość.
- Czego chcesz w zamian?
- Niczego. - Wpatrywał się w nią przez chwilę w osłupieniu po czym dał jej znać ruchem dłoni, aby kontynuowała. Jak na razie niewiele rozumiał. - Będziesz się musiał postarać. I wykonywać moje polecenia.
- Nie będę wykonywał poleceń... szlamy!
- Pamiętaj, że równie dobrze mogę przedstawić cię w takim świetlne, że Felicity nawet na ciebie nie spojrzy, choćbyś na kolanach do niej przyszedł. Więc schowaj tę różdżkę, Malfoy. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
- Prędzej tobie - mruknął cicho pod nosem chowając różdżkę w tylnej kieszeni spodni.
- Mówiłeś coś?
- Nie - warknął spoglądając na nią. - Jaki jest ten twój plan?
- Bardzo prosty, nie martw się. Dopilnuję, żeby znalazła się w konkretnym miejscu o konkretnej godzinie podczas sobotniego wyjścia do Hogsmeade. Ty tylko musisz się tam wtedy pojawić. Nie spieprz tego, więcej ci nie pomogę.

piątek, 15 stycznia 2016

009. Pierce her skin and make her fall in love with me

- Teraz... - wydyszał nie opuszczając różdżki - ty tego pożałujesz.
- Przekonamy się jeszcze!
- Możesz sobie być waleczna i szczekać tak dalej ale nas jest dwóch - warknął Harper celując w nią różdżką i uśmiechając się paskudnie, jak na wychowanka Domu Węża przystało.
- I co taki kretyn jak ty może mi zrobić?
- Pamiętaj, skarbie, że to my mamy różdżki, nie ty. Więc lepiej bądź już grzeczna bo zrobię się dużo bardziej nieprzyjemny niż Harper. A tego przecież nie chcemy, prawda? - Dziewczyna obserwowała uważnie piątoklasistę, który zbliżał się do niej powoli wciąż z tym okropnym uśmiechem. Graham stał jej na drodze i gdyby chciała umknąć przed jakimś zaklęciem między ławki wpadłaby prosto na niego. Cóż, umiała liczyć i oceniła swoje szanse na bliskie zeru. - Więc skończmy te przekomarzanki i zacznijmy to, po co tu przyszliśmy.
- Widzisz, Farnese? Jest dużo łatwiej i przyjemniej kiedy nie zgrywasz dzielnego Gryfona.
- Chciałbyś - syknęła, kiedy chłopak był naprawdę blisko, a ona za plecami czuła już zimną powierzchnię kamiennej ściany. Wzdrygnęła się, gdy Harper dotknął wierzchem palców jej policzka. Oddychała już nieco szybciej i kiedy Ślizgon to dostrzegł, zaśmiał się okropnie.
- Tak lepiej, ślicznotko. Wreszcie się boisz. - Dziewczyna spuściła wzrok czując jak chłopak końcem różdżki podsuwa jej spódniczkę do góry. To było już dla niej zdecydowanie za wiele i w którymś momencie nadepnęła Harperowi z całej siły na stopę i wyrwała mu z dłoni różdżkę. Montague może i był typem przygłupiego osiłka ale refleks miał całkiem dobry i musiała naprawdę uważać, kiedy próbowała się jednocześnie skupić na rzucaniu zaklęć i unikaniu Ślizgonów, którzy byli już naprawdę wściekli.
- Użyj różdżki, kretynie!
- Crucio! - Harper był w takim samym szoku, w jakim była Felicity w momencie, w którym zaklęcie zwaliło ją z nóg i uderzyła plecami o ścianę. W palcach obtartej dłoni wciąż ściskała różdżkę i z trudem podnosiła się z podłogi. Graham ponownie wycelował w nią różdżką ale Harper ruchem dłoni kazał mu zaczekać.
- Dalej będziesz taka odważna? - Piątoklasista kucnął przy niej i odgarnął jasne włosy z jej twarzy. Dziewczynie ciekła krew z nosa i była dużo bledsza niż normalnie.
- Jesteście popierdoleni! - Otarła usta z krwi wierzchem dłoni i magicznie odrzuciła go od siebie. Montague nie udało się uniknąć zaklęcia rozbrajającego i różdżka wyleciała mu z ręki, ale Harper złapał ją w powietrzu chwytem godnym dobrego szukającego.
- Dużo zyskuję przy bliższym poznaniu, ale ty chyba tego nie doczekasz - mruknął i błyskawicznie ją rozbroił chcąc odzyskać swoją różdżkę. Graham opierał się o ławkę oddychając ciężko i spoglądając czasami z nienawiścią na dziewczynę. - Montague, żyjesz?
- Pożałuje tego - warknął siódmoklasista prostując się i robiąc chwiejny krok w jej stronę. Harper podał mu różdżkę, ale ten wyminął go idąc powoli w stronę Krukonki. - Rozprawię się z nią gołymi rękami.
Felicity przywarła plecami do ściany kiedy Ślizgon do niej podchodził. Wiedziała, że nie ma żadnych szans w konfrontacji z nim jeden na jeden, na dodatek bez różdżki i zwłaszcza po tym, w jakim stanie zostawił ją Cruciatus. Montague nie należał do najinteligentniejszych ale budowę miał typową dla pałkarza i przebiegłość prawdziwego Ślizgona, szczególnie, kiedy jego ofiara nie miała dokąd uciec. Nie była w stanie długo się z nim szarpać i po chwili zostało jej już tylko płakanie z bezsilności. Chłopak był wulgarny i nie mogła znieść dotyku jego zimnych szorstkich dłoni na swojej skórze. Próbowała go powstrzymać ale Graham nic sobie nie robiąc z jej okładania go pięściami po torsie i ramionach złapał bez problemu oba jej nadgarstki w jedną dłoń i przycisnął jej ręce nad głową do ściany. Wiedziała, że gdyby poprosiła Harper na pewno by to wszystko powstrzymał. Nie mógłby być aż tak okrutny. Czując jak Ślizgon wsuwa dłoń w jej majtki nie pozostało jej nic innego jak z całej siły kopnąć go między nogi. Montague szybko ją puścił i osunął się na podłogę stękając i klnąc z bólu. Dyszała ciężko spoglądając na zwijającego się z bólu chłopaka. Ostatnie co zapamiętała to okropny ból wywołany Zaklęciem Niewybaczalnym i mocny cios w twarz po którym nastąpiła zupełna ciemność i cisza.

czwartek, 14 stycznia 2016

008. I shiver each time that you say

Kiedy drugoklasistka wręczyła mu podczas śniadania notatkę od wicedyrektorki bez namysłu zerwał się z ławki i wybiegł z Wielkiej Sali ignorując komentarze i śmiechy. Zdyszany dopadł do drzwi Skrzydła Szpitalnego i łapiąc głęboki oddech wszedł do środka.
- Dobrze się pan czuje, panie Malfoy? - zapytała nauczycielka spoglądając na niego znad prostokątnych okularów. Kiedy pokiwał twierdząco głową bo wciąż nie był w stanie zdobyć się na powiedzenie czegoś McGonagall wróciła do rozmowy z pielęgniarką. Blondyn oparł się o ramę najbliższego łóżka czując, jak jego serce powoli wraca do normalnego rytmu. Felicity pewnie leżała na łóżku, które było dokładnie zasłonięte parawanami. Nie miał pojęcia dlaczego go tutaj wezwano ale chyba czekał już na wyjaśnienia wystarczająco długo.
- Pani profesor...? Chciałbym wiedzieć, dlaczego mnie tu wezwano.
- Panna Farnese obudziła się pół godziny temu. Pomyślałam, że chciałbyś o tym wiedzieć. - Uśmiechnęła się do niego ciepło i położyła mu dłoń na ramieniu kiedy przechodziła obok niego. - Myślę, że zważywszy na okoliczności pani Pomfrey pozwoli ci tutaj posiedzieć przed porannymi odwiedzinami. - Wychodząc zamknęła za sobą drzwi, a on na drżących nogach podszedł do parawanu. Za chwilę będzie mógł zapytać co dokładnie się stało i co zrobił jej ten dupek Harper i Montague.

Kiedy wychodził ze Skrzydła Szpitalnego natknął się na zdyszaną Granger ściskającą w dłoni taką samą karteczkę jak on otrzymał podczas śniadania.
- Jak ona się czuje?
- Obudziła się godzinę temu, wejdź i sama zapytaj.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- Oderwano mnie od śniadania.
- Och, to dlatego... Byłam w bibliotece, żeby coś sprawdzić przed porannymi eliksirami. - Dziewczyna zarumieniła się nieznacznie, przerywając swój monolog. - Ale ciebie to pewnie nie interesuje, Malfoy. Mam nadzieję, że już nie potrzebujesz mojej pomocy i nie będziesz zakłócał mojego wolnego czasu.
- Masz rację, Granger, nie interesuje mnie co robiłaś zamiast jak normalny uczeń jeść śniadanie. Więc, proszę, przestań już trajkotać i idź do niej, bo po to tu przyszłaś. - Otworzył przed nią drzwi i gestem zaprosił ją do środka. Gryfonka chwilę się wahała ale ostatecznie zacisnęła usta w cienką linię i przeszła obok niego nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Chyba odrobinę za mocno zamknął za nią drzwi bo w pomieszczeniu rozległ się rozzłoszczony głos pielęgniarki. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i pomaszerował do lochów na eliksiry, myślami jednak uciekając w całkiem niedaleką przyszłość. Miał na ten wieczór sporo zaplanowane. Hermiona próbowała w tym czasie wyjaśnić pani Pomfrey, że to nie ona trzasnęła drzwiami i że ma pozwolenie od wicedyrektorki, żeby odwiedzić Krukonkę. Kobieta była surowa i uparta ale zrobiło jej się szkoda Gryfonki, gdy dostrzegła cienie pod jej oczami i zaczerwienione oczy.
- Zaparzę wam herbaty.
Szatynka uśmiechnęła się do niej ciepło i poczekała aż kobieta zniknie w swoim gabinecie. Drżącymi dłońmi odsuwała parawan, w końcu nie wiedziała w jakim stanie jest jej przyjaciółka.
- Hermiona? Myślałam, że to znowu McGonagall chce mnie o to wszystko wypytywać.
- Nie strasz mnie tak więcej, proszę! - Nie mogła się powstrzymywać i mocno przytuliła dziewczynę, która tylko cicho stęknęła. - Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się martwiłam! Szczególnie po tych wszystkich plotkach, które słyszałam.
- Jakich plotkach? - Felicity odsunęła od siebie delikatnie przyjaciółkę, której oczy były mokre od łez. Hermiona szybko otarła policzki rękawami i spojrzała na Krukonkę.
- Słyszałam... - urwała zagryzając nieświadomie dolną wargę. Nie była pewna czy powinna powtarzać jej wszystkie historie, jakie rozpowiadali uczniowie. Z drugiej strony to byłoby bardzo nieprzyjemne dla Felicity, gdyby później wszyscy o niej szeptali po kątach, a ona nie miałaby pojęcia o co im chodzi. - Słyszałam, że któryś Ślizgon mówił, że... Mam nadzieję, że to tylko plotka...
- Wolę to usłyszeć od ciebie.
- Harperowi wymsknęło się raz, że Montague... - Odetchnęła głęboko, odwracając od niej spojrzenie. - Harper twierdzi, że Montague cię zgwałcił. - Hermiona bawiła się brzegiem swojej spódnicy czując, że policzki palą ją ze wstydu. Jeśli to wszystko co mówił o tamtej nocy Harper okaże się prawdą...
- Dobry żart - jęknęła Felicity nie powstrzymując już dłużej śmiechu. Po jej policzkach spłynęło kilka łez, gdy zacisnęła zęby na brzegu kołdry, aby nie ściągnąć im niepotrzebnie pielęgniarki na głowę. Gryfonka patrzyła na nią w niemałym osłupieniu.
- Ale to nie jest żart. Harper przyniósł do salonu Ślizgonów twoją szatę i dosyć szczegółowo niektórym opowiadał co się działo - mówiąc to skrzywiła się nieznacznie. Dotarły do niej pewne fragmenty z jego relacji ale nawet po kilku dniach wciąż budziło to w niej wstręt.
- A wspominał, że ja sama zdjęłam z siebie szatę? Czy raczej przypisał tę zasługę sobie albo co gorsza temu półgłówkowi z siódmej klasy? - Hermiona spojrzała na nią nieco zdziwiona.
- Słyszałam jak się chwalił, że zdarł z ciebie szatę chwilę przed...
- Czyli tak to było według niego? - Krukonka pokręciła głową z niedowierzaniem. - Że niby tak bez problemu zdarł ze mnie szatę po czym jego tępy przyjaciel mnie... zgwałcił. - Nawet jej to słowo z trudem przechodziło przez gardło, choć było to dla niej tylko słowo.
- Mówił, że byłaś zupełnie bezbronna...
- Może jeszcze błagałam go, żeby tego nie robił?
- Mniej więcej. A jak było naprawdę? Bo jego wersja jest chyba mocno naciągana. - Uśmiechnęła się do piątoklasistki i usiadła na krześle obok jej łóżka. Słyszała, że pielęgniarka idzie do nich z wcześniej obiecaną herbatą. Po chwili piły już gorący napój z dużych kubków.
- Owszem, nie miałam różdżki... Ale to nie znaczy, że bez niej jestem zupełnie bezbronna. No ale końcem końców wylądowałam pod Wierzbą Bijącą.

wtorek, 12 stycznia 2016

007. Cause I swear I'll make you bleed

Podniósł szatę z podłogi i powoli otrzepał z kurzu. Robił to bardzo dokładnie i spokojnie co momentami wzbudzało w Harperze coś na kształt lęku.
- Co z nią zrobiliście?
- Nie martw się, na pewno nie zagra w następnym meczu. Może już nawet w żadnym.
- Powtórzę pytanie bo chyba jesteś odrobinę opóźniony. Gdzie jest szukająca Krukonów?
- Wierzba Bijąca pewnie się z nią właśnie rozprawia.
- Zostawiliście ją w pobliżu tego popierdolonego drzewa na skraju Zakazanego Lasu?!
Blaise nie spodziewał się, że Draco tak szybko przestanie się hamować. Zwykle wyprowadzenie go z równowagi trwało znacznie dłużej i nawet Potter go jeszcze w tym stanie nie widział, a on akurat miał niebywały talent do działania ludziom na nerwy. Nawet nie drgnął kiedy Draco jak burza przebiegł przez kamienne przejście, ale kiedy Montague zrobił zaledwie krok w kierunku magicznej ściany miotnął w niego zaklęciem oszałamiającym. Chłopak zwalił się na podłogę i znieruchomiał, a przerażony Harper zerwał się z fotela.
- Radzę ci sobie wygodnie usiąść bo mam zamiar z tobą poczekać aż Draco wróci.

Nie przejmował się tym, że po wyjściu z zamku bardzo szybko przemokły mu adidasy, a szata zrobiła się ciężka od wody i błota. Wielogodzinne treningi Quidditcha i dodatkowe zajęcia podczas wakacji poprawiły mu sylwetkę, a wytrzymałości nabierał biegając w każdych warunkach. Wiele razy widział jak Felicity przygotowywała się do meczy. Często zdarzało się, że biegł po jej śladach na śniegu albo był kilka metrów za nią, gdy trenowali w strugach deszczu. Jeśli ten głupi krzak jeszcze jej nie zabił to były małe szanse, że dziewczyna umrze z powodu warunków pogodowych. Nie chciał nawet myśleć w jakim stanie zostawił ją tam Montague i Harper, a tym bardziej nie chciał sobie wyobrażać co zrobiła z nią Wierzba Bijąca jeśli tamci ją jakoś rozdrażnili, gdy uciekali do zamku. Wyciągnął różdżkę, aby oświetlić sobie drogę i rozejrzeć się, gdzie dokładnie jest. Gdyby nie to, że drzewo w magiczny sposób znieruchomiało pewnie by oberwał którąś gałęzią.
- Kurwa - wydyszał ciężko odczuwając jednak ogromną ulgę, że Wierzba nie zmiotła go z powierzchni ziemi przez jego własną głupotę. Powinien częściej sprawdzać drogę przed sobą, a nie biegać na oślep. Kiedy złapał oddech wzmocnił zaklęcie, aby szybciej odnaleźć dziewczynę. Felicity leżała nieprzytomna na trawie, a przy jej ciele leżały rozcięte sznury, którymi pewnie skrępował ją ten bydlak. Dotknął wierzchem dłoni jej bladego policzka po czym przerażony chłodem jej skóry szybko zaczął szukać pulsu na nadgarstku dziewczyny.

Następnego dnia jej starszego brata wywołano podczas śniadania do pokoju nauczycielskiego. Nikt nie widział ani jego, ani Felicity podczas niedzielnych posiłków, a w poniedziałek tylko on pojawił się na zajęciach. Nauczyciele milczeli na ten temat jak zaklęci, a Patrick reagował zaciśnięciem zębów na każdą wzmiankę o siostrze. Lucasowi nie powiedziano nic więcej jak tylko to, że Felicity jest chora i leży w Skrzydle Szpitalnym. We wtorek pojawiło się już sporo różnych wersji wydarzeń, tym bardziej, że zauważono także brak dwóch Ślizgonów na zajęciach. Montague i Harper zostali zawieszeni, a dyrekcja zastanawiała się jakie podjąć dalej kroki w tej sprawie.

- Jak się trzymasz? - rzucił na powitanie Diabeł, kiedy jak zawsze rozwalił się na kanapie przed kominkiem.
- Nie podoba mi się, że robią z tego taki sekret. Na dodatek Harper i Montague działają mi na nerwy swoją obecnością. Po tym co zrobili powinni ich wywalić, a nie zawiesić. Od trzech dni zastanawiają się co z nimi zrobić! - Obracał w palcach różdżkę od kilku minut wpatrując się w Ślizgonów, o których mówił. - Jak Montague ma takie ciśnienie to mu mogę trochę krwi upuścić...
- Smoku, jeszcze nie wiemy co się dokładnie stało, ta Krukonka wciąż się nie obudziła. Odpuść.
- Za samo doprowadzenie jej do tego stanu powinienem go uszkodzić - warknął blondyn niechętnie odrywając przeszywające spojrzenie od twarzy Harpera, który siedział w kącie salonu z nogami na niskim stoliku i zadowolonym uśmiechem na ustach. Dyskutował o czymś zawzięcie z jakimś innym piątoklasistą. - Jeśli to co wtedy powiedział okaże się prawdą to długo nie będzie się tak cieszył. Niech sobie nawet ma te swoje znajomości w Ministerstwie...
- Ale zadarł z niewłaściwą osobą - przerwał mu Patrick zganiając jakiegoś ucznia z fotela. Po chwili rozsiadł się wygodnie i nie odrywając spojrzenia od młodego Malfoya splótł palce obu dłoni na wysokości swojej klatki piersiowej. Zapewne i sam Salazar pozazdrościłby mu tak ślizgońskiego uśmiechu.
- Z ust mi to wyjąłeś.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

006. Bring my lover to her knees

Mogły się odrobinę zasiedzieć bo kiedy przemykały się ciemnymi korytarzami było już po dwudziestej drugiej i od dawna powinny być w swoich salonach. W tamtym momencie bardzo je to bawiło i postanowiły pójść troszeczkę naokoło, aby spędzić ze sobą chociaż kilka minut więcej. W którymś miejscu jednak musiały się rozstać i Gryfonki wróciły na siódme piętro, a Felicity skierowała się do zachodniej wieży. Otuliła się bardziej szatą i przyspieszyła odrobinę, noce w murach zamku robiły się coraz chłodniejsze. Mimo to była niesamowicie szczęśliwa. Pomimo nawału nauki udało im się znaleźć czas na spotkanie w babskim gronie. Uśmiechnęła się na wspomnienie mugolskich żarcików, które opowiadała im Hermiona. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków na schodach. Rozejrzała się dookoła i szarpnęła za klamkę najbliższych drzwi. Jak na złość były zamknięte. Nie chciała dać się przyłapać, tym bardziej bez różdżki. Dopiero czwarte z kolei drzwi okazały się otwarte i niemal w ostatnim momencie wślizgnęła się po cicho do środka. Odetchnęła z ulgą i otrzepała z kurzu szatę, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek miała tutaj zajęcia, żeby w ogóle ktokolwiek miał tutaj lekcje. Ale teraz była wdzięczna, że klasa była pomimo to otwarta i mogła się tutaj ukryć. Jej szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Po chwili usłyszała dźwięk przekręcanej klamki i zdała sobie sprawę, że już nie ma dokąd uciekać.
- Proszę, proszę. - Na pewno nie był to głos żadnego nauczyciela. Otworzyła oczy i natrafiła na spojrzenie tego okropnego Ślizgona ze swojego roku. - Kogo my tu mamy?
- Harper? - Zmarszczyła nieznacznie brwi, wpatrując się w niego uważnie. - Nie wolno wam się tu kręcić o tej porze.
- A tobie niby wolno? - mruknął Montague, opierając się ramieniem o framugę drzwi. Dziewczyna spojrzała mu wyzywająco w oczy, odgarniając długie włosy na plecy i wskazując na plakietkę na swojej szacie.
- Jestem prefektem, mam pewne prawa.
- Masz prawo się zamknąć, Farnese, jeśli nie chcesz pogarszać swojej i tak kiepskiej sytuacji - warknął Harper wyciągając różdżkę z kieszeni. - Jesteś bezbronna, a ja od dawna marzyłem o takiej sytuacji. - Starszy chłopak zamknął drzwi i zbliżył się do niej na odległość zaledwie kilku kroków, a ona odruchowo cofnęła się niemal pod samą ścianę. - Bo widzisz, bardzo nas martwi to, jak dobrze latasz na miotle. Pomyśleliśmy z kolegą, że coś poradzimy na te nasze zmartwienia. A tu akurat mamy taką dziwną sytuację, że trafiamy na ciebie, kiedy jesteś zupełnie sama. Żal byłoby nie skorzystać, prawda?
- O to wam chodzi? Za coś takiego na bank wylecicie ze szkoły!
Montague złapał za szatę na karku drobnej dziewczyny i bez problemu podniósł ją do góry, kiedy Harper podchodził do niej celując różdżką w poszczególne partie jej ciała.
- Nie będzie żadnych świadków, ty raczej też się nikomu nie przyznasz do tego co zrobiłem, a jak Montague się tobą później zajmie to myślę, że nawet nie będziesz w stanie nikomu powiedzieć. Aczkolwiek twoją śliczną buźkę chyba oszczędzę.
- Obaj tego pożałujecie, zdajesz sobie sprawę?
- A niby to co ty mi możesz teraz zrobić, na dodatek bez różdżki? - Zaśmiał się głośno ale chwilę później minę miał niezbyt radosną, kiedy Krukonka oswobodziła się ze swojej szaty i płynnym ruchem podcięła mu nogi kopniakiem po czym stanęła nad nim przyciskając podeszwę buta do jego krocza. Dziewczyna zrobiła zgrabny unik kiedy siódmoklasista próbował ją złapać ale zanim zdążyła dobiec do drzwi Harper wstał i zatrzasnął zaklęciem zamek.
- Teraz... - wydyszał nie opuszczając różdżki - ty tego pożałujesz.

Odznaka prefekta kolejny rok lśniła na jego piersi. Mimo wszystkiego co narobił w zeszłym semestrze nie odebrano mu tego obowiązku. Cieszył się z pewnych przywilejów, jak na przykład przestronna łazienka czy możliwość spacerowania niemal gdzie chciał i kiedy chciał, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Ale patrolować szkoły nie znosił. Lubił tak czasem połazić samotnie po zamku ale kiedy wiedział, że musi to robić jakoś nie było to już takie przyjemne. Nigdy nie działo się nic specjalnego i ten patrol też właśnie tak się zapowiadał. Punkt dwudziesta trzecia miał zamiar być w salonie Ślizgonów, jak zawsze. Kiedy był na drugim piętrze usłyszał jakiś hałas ale nie zakłóciło to jego spokoju. Szkolny poltergeist często rozrabiał w nocy i nauczył się nie zwracać na takie rzeczy specjalnej uwagi. Zmierzał już w stronę Wielkiej Sali, a stamtąd prosto do lochów i łóżka. Kiedy mijał wrota zamku, teraz zamknięte, usłyszał chichot Irytka dobiegający z korytarza prowadzącego do kuchni. Za dziesięć minut kończył patrol i miał zamiar spędzić ten czas pod wejściem do salonu Slytherinu. Gdyby ktoś pytał - właśnie sprawdzał jakieś hałasy w lochach bo wydawało mu się, że to mogą być uczniowie. Kiedy gapił się w zielonkawe lampy zawieszone na ścianach przypomniał sobie o tym dziwnym hałasie, którego nie sprawdził. Kiedy zegary w Hogwarcie wybiły równą godzinę rozsiadał się na fotelu przed kominkiem.
- Kiedy porządny trening, Smoku? - Blaise nawet się z nim nie przywitał, jak zawsze wykładał kawę na ławę bardzo szybko. Zgonił kilku młodszych uczniów z kanapy i sam rozwalił się na całej jej długości, wpatrując się uważnie w przyjaciela. - W tym roku musimy być najlepsi! Chyba nie chcesz znowu przegrać z tą Krukonką?
- Nie martw się, Diable. W tym roku będziemy lepsi.
- Harper proponował, żeby wyeliminować szukających z innych drużyn. Nie lubię tego małego gnojka.
- Gdzie on właściwie jest?
- Montague go gdzieś wyciągnął ponad godzinę temu, a co?

Zerwał się gwałtownie z fotela przerażony własnymi wyobrażeniami. Może ten hałas, który zignorował był związany z Harperem, któremu udało się dopaść na przykład Pottera, czego nie miałby mu jakoś specjalnie za złe, ale nie chciał mieć na sumieniu jakiegoś Puchona czy Krukona. Kiedy dłużej o tym pomyślał dotarło do niego, że jeśli on i Montague dopadną szukającego Krukonów to oznacza, że Felicity jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
- Smoku?
- Nie pozwolę im tknąć żadnego Krukona, a tym bardziej ich szukającego!
Kiedy wychodził przez kamienne przejście zderzył się z Harperem, który wylądował na Montague. Młodszy wyplątał się szybko ze swoich szat i stanął prosto przed Malfoyem.
- Gdzie byliście?
- Zasiedzieliśmy się w bibliotece.
- O, to ty Montague w ogóle potrafisz biegle czytać?
- Stul pysk, Malfoy.
- Chciałbyś.
- Zajęliśmy się Krukoneczką - przerwał im tę przemiłą wymianę zdań Harper i wyminął blondyna, aby zająć miejsce na fotelu. Blaise wciąż leżał na kanapie ale dłoń zacisnął na różdżce, którą ukrytą miał do tej pory w rękawie szaty. Obserwował w milczeniu całe zajście choć jeśli sytuacja rozwinęłaby się na niekorzyść Draco był gotowy zainterweniować. Spokój ciemnoskórego czarodzieja był dla co poniektórych co najmniej niepokojący.
- Co masz przez to na myśli? - Montague rzucił na podłogę szatę w barwach Ravenclaw z przypiętą w tym samym miejscu co u każdego z innych prefektów odznaką. - Przecież ona jest jeszcze dzieckiem!
- No to Montague zrobił z niej stuprocentową kobietę.

niedziela, 10 stycznia 2016

005. Blood, tears and gold

- Nie dziwi cię to, że Dumbledore organizuje bal choć nikt nie jest w nastroju do świętowania? Może poza Śmierciożercami i pewnie Ślizgonami, bo od kilku miesięcy Voldemort sieje zniszczenie wśród mugoli - mówiąc to Hermiona ściszyła głos bo wchodziły już do Wielkiej Sali na obiad i nie chciała, aby ktoś słyszał co tak naprawdę ma o tym do powiedzenia.
- Może właśnie dlatego to robi. Żeby choć na chwilę odciągnąć nasze młode umysły od tego co się dzieje. Hermiono, proszę, pozwól chociaż mi się tym chwilę pocieszyć. - Felicity uśmiechnęła się promiennie i jak zawsze zajęła miejsce obok przyjaciółki przy stole Gryfonów. - A ty mogłabyś skorzystać z okazji i zaprosić Wiktora. Wiem, że już zdążyłaś o tym pomyśleć.
- Jeszcze bardziej zepsułabym moje relacje z Ronem.
- A czy naprawdę uważasz, że jeszcze warto? Już na wakacjach pisałaś, że zachowywał się jak dupek, od czwartej klasy ma do ciebie jakieś pretensje o Wiktora, choć nigdy nawet nie sugerował, że chciałby z tobą być czy coś. A teraz obściskuje się z tą całą Lavender! Tak, nie lubię jej. Ale ten numer, który odstawił wczoraj to już za wiele, no wybacz. - Odstawiła trochę zbyt mocno puchar z sokiem na blat i zachlapała sobie sweter. - No szlag!
- Nigdy nie widziałam cię w takim stanie, coś się stało? - Hermiona jednym machnięciem różdżki usunęła plamę ze stołu, a kolejny wysuszyła rękaw Felicity.
- Jestem ostatnio trochę rozemocjonowana, wiesz jak to jest. - Jasnowłosa westchnęła ciężko, opierając łokcie na blacie i ukrywając twarz w dłoniach. - Na dodatek już wiem czemu Patrick zaczął się tak nagle mną znów interesować. Bo któryś z jego kolegów też się zaczął mną interesować. Bardziej niż do tej pory.
- Czyżby Malfoy mu powiedział?
- Jak to Malfoy?! - Farnese spojrzała na nią podnosząc gwałtownie głowę. Była niepokojąco blada ale po chwili zarumieniła się nieznacznie z zawstydzeniem. - O czymś nie wiem?
- A o kim ty mówisz? - Hermiona była tak samo zdziwiona.
- O takim chłopaku z szóstego roku, jest w Slytherinie. Samael Seabrooke. - Przeczesała palcami długie włosy i spojrzała na stół Ślizgonów. - Mieszka z matką niedaleko nas. Na wakacjach trenujemy w trójkę Quidditcha, jest naprawdę sympatyczny i lubię go. Ale w szkole nie utrzymujemy kontaktu, wiesz jacy są Ślizgoni. Jestem u nich skreślona bo najczęściej siedzę przy waszym stole, a oni was nie lubią. - Wzruszyła ramionami, przysuwając sobie półmisek z grilowanymi udkami kurczaka. - Nie mogłabym być z kimś, kto spędza ze mną dwa miesiące w roku, a przez resztę czasu nawet "cześć" mi często nie mówi. Jeszcze nie wiem, czy Patrick chce nas zeswatać czy raczej robi to z troski o młodszą siostrzyczkę - prychnęła cicho i wzięła się za jedzenie.
- Często go widuję w bibliotece, wydaje się w porządku. - Hermiona wzięła przykład z przyjaciółki i nałożyła sobie na talerz może i nie soczysty pieczony boczek, ale sałatkę z tuńczykiem.
- Bo jest w porządku... - jęknęła Felicity odsuwając od siebie talerz. Jakoś odeszła jej ochota na jedzenie. - Po prostu nie rozumiem mężczyzn, ani obcych, ani własnego brata.
- Nie martw się, nie tylko ty.
- Musimy sobie urządzić babski wieczór i podyskutować o facetach.
- Dobry pomysł, powiem Ginny, że dzisiaj urządzamy małe spotkanie w Pokoju Życzeń. Ona też pewnie ma coś do powiedzenia na temat Rona. I tego przystojniaka, z którym ją ostatnio widziałam. - Obie zaśmiały się wesoło i skończyły obiad w dużo lepszych nastrojach niż rano zaczynały śniadanie.
- Ale jak mamy się wieczorem spotkać to muszę lecieć. - Jasnowłosa dziarsko wstała od stołu. - Muszę pomóc pierwszorocznym w pracach domowych i zacząć wypracowanie na obronę. Snape potrafi być okropny, trzy rolki pergaminu i cztery rysunki to chyba lekka przesada. Ale po kolacji jestem do dyspozycji. - Odrzuciła na plecy długie złote loki i ruszył przez wielką salę. Hermiona zaśmiała się pod nosem, gdy kilku chłopców obejrzało się za nią, gdy przechodziła. Najwięcej uwagi chyba przyciągały jej czarne, obcisłe spodnie i pięknie pofalowane włosy.

- Nie rozumiem co jest nie tak z facetami w Hogwarcie.
- Dojrzewają.
- Ale niektórzy poza szkołą wydają się naprawdę sympatyczni.
Rozsiadły się wygodnie na poduszkach w Pokoju Życzeń, każda już z kubkiem gorącej czekolady i talerzykiem z ciastem kawowym. Dookoła było pełno poduszek i koców, a między nimi stał stolik, na którym leżały najróżniejsze smakołyki, które Ginny przyniosła z kuchni.
- Mój kochany braciszek obściskuje się z Lavender na oczach wszystkich, a mnie i Hermionie urządza awantury jak piszemy listy do jakiegoś chłopaka. Hipokryta!
- Zwalmy to na dojrzewanie, hormony, cokolwiek takiego, proszę, bo nie chcę wierzyć, że wszyscy faceci to tacy idioci. Jak pomyślę, że mam czekać jeszcze kilka lat, aż znajdę rozsądnego chłopaka to aż mi niedobrze. Chciałabym coś takiego przeżyć jeszcze w szkole.
- Mój brat za to wreszcie zaczął zwracać na mnie uwagę w szkole ale tylko dlatego, że nasz dobry wakacyjny znajomy chce się ze mną umówić. Znajomy, który do tej pory nie zwracał na mnie uwagi przez dziesięć miesięcy w roku. A ja może i go lubię, ale wolałabym na bal pójść z kimś innym. - Felicity westchnęła ciężko i wsunęła sobie do ust sporą porcję ciasta. Było przepyszne i niczego innego się nie spodziewały skoro to Ginny zakradła się do kuchni.
- Wzdychasz do Malfoya od trzeciej klasy, a on wciąż nie zwraca na ciebie uwagi. Może daj już sobie spokój i weź przykład na przykład ze mnie. Przestałam robić maślane oczy do Harry'ego i spotykam się z kimś innym. Na ciebie leci wielu chłopaków, na pewno znajdziesz kogoś bardziej wartościowego od fretki.
- Ja chyba jednak zaproszę na bal Wiktora, niby widzieliśmy się na wakacjach ale to przecież wyjątkowa sytuacja więc pewnie będzie chciał przyjechać. Muszę tylko zapytać McGonagall czy mi wolno.
- Nie przejmuj się Ronem, nie warto. - Rudowłosa poklepała Hermionę po ramieniu i uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki. Wydarzenia w Ministerstwie pod koniec ostatniego semestru zbliżyły je do siebie i teraz spędzały całkiem dużo czasu w trójkę. Tym bardziej odkąd Ron zrobił się taki okropny. Obie na tym ucierpiały więc po prostu przestały przebywać w jego towarzystwie dłużej niż to było konieczne.
- Właśnie, a z kim ty się teraz spotykasz, Ginny?
- Ważniejsze, z kim będę się spotykać. Choć wtedy Ron już naprawdę nie wytrzyma - zachichotała zupełnie jak nie ona i spojrzała na przyjaciółki z błyskiem w oczach. - Blaise Zabini.
- Pieprzysz?! - Felicity szybko zasłoniła sobie usta dłońmi po czym roześmiała się. - Zabini? Dlaczego?
- Po szkole rozeszła się mała plotka, że niby podobam się temu napuszonemu Ślizgonowi. Ale on stwierdził, że nie położyłby na mnie rąk bo wiecie, moja rodzina jest przyjaźnie nastawiona do mugoli, bez urazy Hermiona.
- Obrałaś sobie za punkt honoru, żeby jego honoru pozbawić. Dobrze rozumiem?
- Chcę mu udowodnić, że nawet jeśli jestem zdrajczynią krwi to i tak oszaleje na moim punkcie. Nie będzie mi tu żaden czystokrwisty gamoń wjeżdżał na moją kobiecość i urodę tylko dlatego, że mam inne poglądy polityczne! Nie wiem jeszcze jak to rozegram do końca, ale nie zostawię tak tego.
- Mogę wykorzystać to, że Patrick tak się mną interesuje i podpytać go o Zabiniego. - Ginny spojrzała uważnie na jasnowłosą zagryzając lekko dolną wargę. Hermiona na moment uciekła myślami do innego Ślizgona, który także poniekąd był w to wszystko wplątany. Mogłaby jej teraz powiedzieć, że Malfoy też bardzo chętnie poszedłby z nią na bal, skoro ten temat często się dzisiaj przewijał. Jednak nie czuła, że to właśnie jest słuszne rozwiązanie. Doskonale wiedziała o uczuciach przyjaciółki do niego. Ale nie ufała blondynowi w tej kwestii na tyle, żeby bezmyślnie zrobić Krukonce nadzieję. Jeśli naprawdę chciał się z nią spotykać to musiał się trochę bardziej postarać.
- W sumie to świetny pomysł. Wybadasz dla mnie z kobiecą subtelnością teren i będę miała później łatwiej. Nie mogę się doczekać jego miny, kiedy cały plan dobiegnie końca.
- Już rozumiem dlaczego Ronald ciebie aż tak bardzo się nie czepia. Z tobą lepiej nie zadzierać.
- Właśnie, Ronald - westchnęła Felicity i wszystkiego trzy jednocześnie opadły plecami na poduszki. Chwilę wpatrywały się w okrągłe lampiony zawieszone w magiczny sposób pod sufitem.
- Mój braciszek zrobił w życiu mnóstwo świństw ale nie spodziewałam się, że będzie zdolny otworzyć list zaadresowany do ciebie.
- Gdyby otworzył i widząc, że to nie bomba czy urok zostawił go w spokoju to bym jeszcze jakoś przeżyła. Ale zobaczył kto jest nadawcą i wziął bezczelnie przeczytał moją bardzo prywatną korespondencję. Palant!
- Jeśli naprawdę zaprosisz Wiktora to Ronald się już chyba nigdy do ciebie nie odezwie. A jak się dowie, że cię do tego wszystkiego namawiałyśmy to nam za to nie da żyć. Z drugiej strony będzie miał satysfakcję jeśli na bal przyjdziesz sama. A na to chyba nie możemy pozwolić.
- Masz rację. Musisz go zaprosić. Jeśli nie dostaniesz zgody McGonagall to jakoś go tu przemycimy - zaśmiała się rudowłosa, rzucając w Hermionę poduszką. Wszystkie zaczęły się śmiać i już po chwili Ginny musiała ocierać rękawami łzy z policzków. Szatynka uwielbiała to, że mimo całego zła panującego poza Hogwartem, tutaj, w jego zimnych ale bezpiecznych murach one potrafiły zachować beztroskę i młodzieńczą radość. I tylko w takich momentach mogły to tak naprawdę okazywać. Kiedy były razem nie obchodziło ich nic poza narzekaniem na chłopców, prace domowe i naukę, nauczycieli, warunki pogodowe i znów chłopców. Nie omawiały sytuacji politycznych, okropnych zajść jakie miały miejsce odkąd Lord Voldemort powrócił, starały się nie myśleć o tym, jak niepewna jest ich przyszłość. Podczas tych krótkich spotkań plotkowały tak jak dziewczyny w ich wieku, które nie musiały obawiać się potężnego czarnoksiężnika czyhającego na ich życie. W zamku były bezpieczne dopóki Dumbledore był dyrektorem i dopóki był w pobliżu nie musiały się aż tak wszystkim martwić. Nie groził im nic złego pod opieką tylu wspaniałych czarownic i czarodziejów, którzy ich nauczyli wszystkiego, co teraz wiedzą. I choć w codziennym życiu czasami każda z nich czuła się przytłoczona świadomością zła, jakie szaleje poza bezpiecznymi terenami Hogwartu, wiedziały, że mają dla siebie te momenty, w których nie muszą się tym przejmować. Właśnie do takich chwil należały ich spotkania. Wracały do łóżek w świetnych nastrojach, spokojne i szczęśliwe, że mogły sobie trochę popłakać. Były pewne, że w nadchodzącej wielkimi krokami ciemnej przyszłości częściej będą płakały z rozpaczy i bezsilności, najczęściej w samotności. Tym bardziej cieszyły ich te łzy radości.